Wolny rynek nie tylko dla dzieci

08/04/2016

Eh, żebym ja tę powiastkę przeczytał w młodości, zamiast pchać sobie w duszę dzielnych Indian, pana Samochodzika i Faraona… Może nie dorobiłbym się siwizny grubo przed czterdziestką. Kto wie. Juniora będę namawiał, żeby to była jedna z jego pierwszych samodzielnych lektur.janusz-korczak-bankructwo-malego-dzeka-cover-okladka

Dżek jest uczniem podstawówki, ledwo umie pisać i czytać, ale uwielbia rachować. Bez procentów i ułamków, rzecz jasna. Jest grzeczny, chce być dobrym człowiekiem, a nie łobuzem i ma plan: chce zostać kupcem. Najpierw daje się namówić przez panią wychowawczynię na prowadzenie klasowej biblioteki. Zbiera pieniądze na książki, zbiera egzemplarze darowane przez uczniów, prowadzi ewidencję. I wpada na pomysł, a właściwie podpatruję go u sporo starszych uczniów siódmej klasy, żeby stworzyć kooperatywę. Taką jakbyśmy to dziś nazwali spółdzielnię klasową. Wszystko rozwija się doskonale, Dżek ma świetnych doradców, w tym doświadczonego kupca. Finalnie kooperatywa kupuje – częściowo na kredyt – dwa rowery. Uczniowie za centa mogą je wypożyczać na przejażdżki. Pech chce, że na taką wyprawę wybrało się dwóch lekkoduchów, którym te rowery ukradziono. Kooperatywa bankrutuje. Oczywiście to powiastka pedagogiczna, więc wszystko kończy się na solidnej nauczce. Możemy się tylko domyślać, jak daleko potem w biznesie zaszedł nasz Dżek.

To powieść, która nie tylko bardzo dużo – w nienachalny, atrakcyjny sposób – uczy, ale po prostu trafia w punkt. Korczak jak niewielu, choć drugiej takiej osoby nie umiałbym wymienić, potrafił myśleć, odczuwać jak dziecko. Mając przy tym rozum bardzo mądrego, doświadczonego człowieka.

No Comments

Comments are closed.