Kradli polskie dzieci – „Janczarowie XX wieku” Romana Hrabara

07/11/2011

Nie wiem, czy jest sens i w ogóle możliwość gradacji zbrodni. Gdyby jednak spróbować, to zamordowanie dziecka jest dla mnie zbrodnią straszliwszą niż zamordowanie dorosłego. Gdzie w tej potwornej hierarchii byłaby kradzież dziecka? A kradzież setek dzieci? Tysięcy dzieci?

Jaki koszmarny sen musiał mieć Heinrich Himmler kiedy wymyślił Lebensborn, organizację której celem na ziemiach polskich było metodyczne, zaplanowane i bez emocji wykonane porwanie tysięcy małych dzieci. Niemowlęta i dzieci do wieku ok. 10-12 lat były najpierw badane przez hitlerowskich lekarzy. Jeśli w ich opinii nadawały się na aryjskich rycerzy – były porywane i przewożone na terytorium Rzeszy. Po błyskawicznym i bezlitosnym „niemczeniu” trafiały do niemieckich rodzin pod zmienionymi imionami, nazwiskami i życiorysami. Wiele niemieckich rodzin prawdopodobnie nie miało świadomości, że dostaje do adopcji – tak częstej podczas wojny – kradzione, porwane dzieci. Ale wiele dzieci pamiętało mowę ojców, starsze dzieci pamiętały dramat rozłąki z rodzicami.

Po wojnie bywało różnie. Wiele dzieci wróciło do ojczyzny, do rodzin. Niektóre – tylko do ojczyzny. Bardzo wiele dzieci nie zostało odnalezionych. Lebensborn bardzo skrupulatnie fałszował życiorysy. Do tego stopnia, że do dzisiaj nie wiadomo tak naprawdę o jakiej skali mowa. Dzieci porywano w różnych okolicznościach. Urodzone w obozach koncentracyjnych, obozach pracy, na robotach w Rzeszy – jeśli tylko nie miały poważnych wad, z dużym prawdopodobieństwem zostały porwane. Podobnie rzecz się miała z dziećmi w szpitalach. Dzieci śląskie, ale też i w Bydgoszczy były traktowane niejako z automatu jako dzieci niemieckie, lub przynajmniej nadające się do zniemczenia. Oficjalnie mówi się o 200 tysiącach porwanych polskich dzieci, z czego po wojnie do kraju wróciło ok. 30 tysięcy. Duża część naprawdę została skutecznie zniemczona – nawet kiedy docierali do nich pod koniec lat 40. polscy poszukiwacze, odmawiali powrotu. Część nie pamiętała już polskich słów…

W Polsce było tylko kilka ośrodków Lebensborn: w Krakowie, pod Łodzią, w Otwocku, Połczynie-Zdroju i Smoszewie. Ale pierwszy na terenach zajętej przez hitlerowców Rzeczypospolitej Lebensborn został otwarty w Bydgoszczy. Co dziwne, o wszystkich ośrodkach wiadomo relatywnie sporo, choć Niemcy pod koniec wojny niszczenie dokumentacji tej organizacji traktowali priorytetowo, na temat bydgoskiego ośrodka Lebensborn wiadomo tyle co nic. Gdyby ktoś szukał tematu na doktorat – leży na tacy.

W Norymberdze Lebensborn został uznany za organizację zbrodniczą, ale nikt nie poniósł kary. NIKT.

No Comments

Comments are closed.