Medical fiction

25/11/2014

Jak zwykle u Tess Gerritsen są lekarze i zbrodniarze. Tym razem nie jest to nasza ulubiona para Jane Rizzoli i Maura Isles, ale cztery lata wcześniejsza (1997) heroina doktor Toby Harper.

lifeCo różni „Life support” od cyklu z Rizzoli? Niewiele, mamy ten sam rodzaj napięcia, tę samą dbałość o detal literacki i merytoryczny. Mam jednak wrażenie, że w tej powieści Gerritsen miała przed oczami bardziej dylematy etyczne, niż widowiskową akcję. I świetnie.

Problem etyczny, z jakim mamy do czynienia jest głęboko osadzony w rzeczywistych badaniach prowadzonych m.in. w USA i Rosji. Chodzi o zatrzymanie starzenia się. Praktycznie wszystkie komórki ludzkiego ciała się regenerują, oprócz mózgu. A mózg sterujący hormonami jest kluczowy, bo z niego wychodzą sygnały do starzenia się reszty ciała. Istnieją dowody na to, że wszczepione „młode” komórki mózgowe do „starego” mózgu potrafią się doskonale utożsamić z „gospodarzem” i odrodzić jego zdolność do produkcji hormonów. Przynajmniej oficjalne dane dotyczące szczurów potwierdzają tę tezę. A jeśli jest to możliwe z małpami? A jeśli z ludźmi?

Specyficzny dom starców, bajecznie bogatych, zapewnia w pakiecie młodość. Oficjalnie dzięki wyjątkowej mieszance hormonów, a faktycznie dzięki wszczepianiu komórek mózgowych pobranych najpierw od ofiar aborcji, a później dzię?i specyficznej „hodowli”, którą się prowadzi w macicach młodych prostytutek. Doktor Toby Harper trafia na niepokojący zbieg okoliczności, kiedy dwóch pacjentów tego domu starców trafia do jej szpitala w krótkim odstępie czasu. U obu stwierdza się priony odpowiedzialne za chorobę szalonych krów. Odpowiedzialni za eksperymenty zrobią wszystko, żeby zniszczyć reputację naszej bohaterki, a ta dzielnie sobie z nimi poradzi.

Naprawdę warto sięgnąć po „Life support” choćby dla niesamowitych scen szpitalnych. Gerritsen jest naprawdę mistrzynią malowania szpitalnego nastroju.

No Comments

Comments are closed.