Myszka kontratakuje

20/04/2014

Drugi tom trylogii Stiga Larssona uświadomił mi, jakie pokłady autoironii potrafią się kryć w popularnej literaturze.

larssonm„The girl who played with fire” zaczyna się krótko po tym, kiedy kończy się „The girl with dragon tattoo„. Tylko że bohaterowie jacyś inni, choć ci sami. Dzielny redaktor Blomkvist, który w pierwszym tomie był pozbawionym odporności na damskie wdzięki, upartym i nieludzko odważnym dziennikarzem, tym razem dodatkowo ma cechy wzięte żywcem ze starożytnego teatrum. Niczym deus ex machina red. Kalle pojawia się zawsze tam, gdzie powinien się pojawić, bo inaczej cały autorski koncept narracyjny w łeb wziąć może. Wraca więc po imprezie do domu akurat w momencie napadu, odwiedza przyjaciół dosłownie parę minut po ich dramatycznej śmierci, na skandynawskim odludziu po zmroku spotyka na drodze tego, kogo musi spotkać.

Lisbeth Salander też nie jest już tylko genialną introwertyczką zauroczoną dzielnym redaktorem. O nie, teraz jest transgeniczną krzyżówką Kevina Mitnicka, Lary Croft i odpornego na strzały z broni palnej Predatora. Do tego na scenie pojawiają się takie postaci jak pozbawiony odczuwania bólu gigant, emerytowany sowiecki agent i wysoce melancholijny detektyw – Żyd polskiego pochodzenia. Mało? No to jeszcze trochę seksu w ciepłych krajach, morderstwa, nutka lesbijskich pieszczot i kilkukrotne przypomnienie, że wszystko co złe to konserwatyści, w odróżnieniu od szwedzkich socjalistów, którzy rzecz jasna są cacy.

Można ubolewać nad tym, w jaki karykaturalny sposób postrzępione zostały nadzieje wzbudzone przez pierwsze kilkaset stron „The girl with dragon tattoo”, ale dzisiaj niespodziewanie naszła mnie myśl, która oszołomiła mnie na ładnych paręnaście minut: a co jeśli to naprawdę błyskotliwy zamysł autora? Zapytać go już nie możemy, ale… Co jeśli „Dziewczyna, która igrała z ogniem” to po prostu zgrabna parodia? Może zwyczajnie zbyt się przyzwyczaiłem do prostactwa, które koniecznie własny dowcip kończy rechotliwym śmiechem i nie zauważyłem subtelnego mrugnięcia okiem?

Jeśli trzeci tom, jakby nie było – znów kilkaset stron, mnie rozczaruje, to będę poważne zdegustowany. Jednak może kryje się w nim perła?

No Comments

Comments are closed.