Wcale nie taka półostateczna prawda
Przeczytane / 12/01/2019

Philip K. Dick nie był po prostu pisarzem. Był kimś więcej, zdecydowanie więcej. Ludzi piszących prozę było w historii mnóstwo, ale ludzi piszących historię – zaledwie kilku. W kategorii science fiction był największy. Obok Lema, którego zresztą uznawał za sztuczny byt stworzony przez najdoskonalsze umysły bloku sowieckiego. Sam był półwariatem, półgeniuszem. A „Prawda półostateczna” wydaje się dzisiaj, z perspektywy dziesiątek lat prawdą jak najbardziej prawdziwą. Opowieść jest pozornie banalna jak na science fiction lat 60. Świat po kolejnej globalnej wojnie jest podzielony: większość ludzi mieszka pod ziemią, a na powierzchni króluje śmiercionośne skażenie i rachityczna walka dwóch bloków. Do tego, już po odarciu złudzeń, widzimy klasyczny podział na rasę panów mieszkających na powierzchni i pracujących na nich pod ziemią niewolników. Niewolników ułudy, fałszu, spisku wierzących w przekazywane im przez media informacje. Dick był genialny, bo w takiej pozornie banalnej fabule osadził to co kluczowe: analizę nie fikcyjnego świata, ale jak najbardziej bieżącego, zarówno w jego czasach, jak i tym bardziej dzisiaj. Okazuje się bowiem, że rywalizacja dwóch bloków („zachodniego” i „sowieckiego”) to lipa – one ramię w ramię współpracują ze sobą wykorzystując wszystkich tych, którzy wierzą w ich medialny przekaz. Przekaz tworzony synchronicznie, identyczny dla obu bloków. Rok 1982 albo…

Realizm konkretny z nutką autoironii
Przeczytane / 21/03/2014

Philip K. Dick równa się science fiction. Mało kto pamięta, że napisał też takie perełki jak powieść „Humpty Dumpty w Oakland”. Leży ona właśnie w księgarni na Gdańskiej, w Bydgoszczy, za 11 złotych. To naprawdę przyjemnie wydane 11 złotych. Byłem na parę dni w Bydgoszczy. Na ul. Gdańskiej – na wysokości zbrukanego tanimi gaciami czy innym paskudztwem, w sercu miasta, w progu zeszłego kina Pomorzanin – wstąpiłem do księgarni handlującej książkami, których nikt nie chce i które solidnie przeceniono. Faktycznie, zalega tam głównie plastikowy badziew. Ale uważne oko szybko zatrzyma się na ciekawej, odbiegającej od tamtejszego standardu okładce „Humpty Dumpty w Oakland”. Warto zabrać do domu tę książkę. Ta niecodzienna jak na twórczość autora „Ubika” powieść pokazuje zwykłą Amerykę, z której opadł już kurz światowej wojny. Mistrzowskie tłumaczenie na język polski – nie pamiętam niestety nazwiska tłumacza, a książka została w Polsce – świetnie oddaje nawet takie smaczki jak nieco archaizujący język ulicy. Para głównych bohaterów to zwyczajni wariaci, którzy mimo monstrualnego bałaganu w głowach funkcjonują na rynku: jeden jest starszym mechanikiem samochodowym, właścicielem warsztatu, drugi – zdecydowanie młodszy – prowadzi na terenie tego warsztatu komis samochodowy. Starszemu powodzi się w biznesie, młodszy wciska złom kolorowym mieszkańcom dzielnicy i marzy…