Ki tisa, czyli o sprawiedliwych podatkach
Z kapelusza / 19/02/2011

Trzeci spis ludności Izraela Bóg zarządził zanim Mosze dostał tablice z przykazaniami. Ten fragment Tory mówi nam, jakie według Boga są uczciwe podatki. To podatek pogłówny. Każdy Żyd, mężczyzna co najmniej dwudziestoletni, winien złożyć do kohena pół szekla. „Bogaty nie da więcej, biedny nie da mniej”. Pół szekla to była odpowiednia kwota. Dokładnie tyle, nieco wcześniej – ale pamiętajmy, że były to monety z czystego srebra, więc najprawdopodobniej inflacji się nie imały – wart był jeden kolczyk, który Izaak podarował Rebece. Czyli podatek, który uszczupla kieszeń, ale nie rujnuje. Tym bardziej, że jednorazowo. Idąc dalej, jak bardzo nieuczciwe są dzisiejsze podatki – karzące za pracę, za marzenia, za realizację podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie. Prorok Salomon pisał, że „król umacnia kraj sprawiedliwością, niszczy je ten, kto podatkami uciska”. Standardem ucisku w tamtych czasach była dziesięcina. Dziesiątą część zbiorów – lub częściej jej równowartość w gotówce – rodzina musiała oddać państwu. Uważane to było za rażącą niesprawiedliwość. Dzisiaj, różnie się to szacuje, oddajemy państwu jakieś 80 procent pieniędzy, które zarobiliśmy. Mógłby ktoś powiedzieć, że dostajemy w zamian dużo więcej, niż starożytni podatnicy. Nie zgodzę się. Oczywiście, że technologia daje nam więcej – ale nie państwo. Państwo powinno zapewnić mi bezpieczeństwo, porządne…