Wcale nie taka półostateczna prawda

12/01/2019

Philip K. Dick nie był po prostu pisarzem. Był kimś więcej, zdecydowanie więcej. Ludzi piszących prozę było w historii mnóstwo, ale ludzi piszących historię – zaledwie kilku. W kategorii science fiction był największy. Obok Lema, którego zresztą uznawał za sztuczny byt stworzony przez najdoskonalsze umysły bloku sowieckiego. Sam był półwariatem, półgeniuszem. A „Prawda półostateczna” wydaje się dzisiaj, z perspektywy dziesiątek lat prawdą jak najbardziej prawdziwą. dick

Opowieść jest pozornie banalna jak na science fiction lat 60. Świat po kolejnej globalnej wojnie jest podzielony: większość ludzi mieszka pod ziemią, a na powierzchni króluje śmiercionośne skażenie i rachityczna walka dwóch bloków. Do tego, już po odarciu złudzeń, widzimy klasyczny podział na rasę panów mieszkających na powierzchni i pracujących na nich pod ziemią niewolników. Niewolników ułudy, fałszu, spisku wierzących w przekazywane im przez media informacje.

Dick był genialny, bo w takiej pozornie banalnej fabule osadził to co kluczowe: analizę nie fikcyjnego świata, ale jak najbardziej bieżącego, zarówno w jego czasach, jak i tym bardziej dzisiaj. Okazuje się bowiem, że rywalizacja dwóch bloków („zachodniego” i „sowieckiego”) to lipa – one ramię w ramię współpracują ze sobą wykorzystując wszystkich tych, którzy wierzą w ich medialny przekaz. Przekaz tworzony synchronicznie, identyczny dla obu bloków.

Rok 1982 albo 1984, a może później, przed śmiercią Fischera. Nie później jednak, a prawdopodobnie jeszcze zanim Fischer zaczął pracę nad „Ideą Yansa”, będącego wersją „Idei Fuhrera”. Był to jego pomysł na rozwiązanie problemu „kto powinien rządzić”, gdyż skoro ludzie są zbyt zaślepieni, by rządzić sobą sami, to w jaki sposób mogą rządzić innymi? Rozwiązaniem był „der Fuhrer”, wiedział to każdy Niemiec, a Gottlieb Fischer był przecież Niemcem. Później Brose ukradł Fischerowi pomysł i wprowadził go w życie. Kukła, jedna w Moskwie, druga w Nowym Jorku, przybita do dębowego biurka, programowana przez komputer, który z kolei wykorzystywał przemówienia pisane przez świetnie wyszkolonych pomysłowców…

Brzmi znajomo? Na tym polega geniusz Dicka, że nawet ze średniej fabuły, w średnim stylu napisanej, wyciska wszystko co porusza umysły już tyle lat.

No Comments

Comments are closed.