Schronisko, które przestało istnieć

27/08/2025

Z reguły nie piszę źle o książkach. Wychodzę z założenia, że lepiej jest pisać albo pozytywnie, albo wcale. Bo jakie dobro powstaje z krytykowania książek? Dla mnie to strata czasu, a dla autora przykrość. Czasem jednak nie mogę przejść obojętnie, bo skoro kilka godzin mojego życia poszło w piach, to chciałbym tego oszczędzić innym.

„Schronisko, które przestało istnieć” to debiutancka powieść zakochanego w górach dentysty, Sławka Gortycha. Autor oczarował tysiące czytelników, którzy przyznali tej książce tytuł „debiutu roku” na portalu lubimyczytac.pl. Cholera, pomyślałem, to musi być dobre. A przynajmniej ciekawe.

Kupiłem, podreptałem do domu i zacząłem czytać. Pierwsze kilkanaście stron czyta się z przyjemnością porównywalną do lektury instrukcji obsługi pralki. Akcja jest tam wartka niczym relacja ze spotkań towarzyskich polskiej reprezentacji w piłkę kopaną. Byłem przekonany, że później się rozkręci, bo przecież to jest kryminał. Można ten gatunek lubić lub nie, ale przecież jego istotą są zagadki, zaskakujące zwroty akcji, napięcie, które nie pozwala czytelnikowi oderwać się od lektury. Może i tak, ale nie w tym przypadku. Tutaj mamy kilkadziesiąt stron czegoś, co Kant mógłby nazwać „prolegomeną do wszelkiej maści przyszłej literatury”. Jest to zresztą pisane z podobną lekkością pióra, z jakiej słynął królewiecki myśliciel.

Panie Sławku, pan się nie boi! – chciałoby się zakrzyknąć. – Panie Sławku, niech Pan kogoś wreszcie zabije, bo czytelnik zasypia! – lampki ostrzegawcze powinny wyć co najmniej od kilkunastej strony „Schroniska”. Niestety. Poprzepalane. Spalone gary, jak mówiły dzieciaki za moich czasów.

Nie dałem rady. Jeszcze fabułę i opisy przyrody ewidentnie inspirowane lekturami szkolnymi z lat 80. jakoś bym może zdzierżył, ale pokonały mnie dialogi. Próbowałem czytać je w myślach głosami aktorów kabaretowych, satyryków – przedrzeźniaczy, ale to nic nie dało. Z tego drewna nie dało się wystrugać absolutnie nic. Poddałem się nieco po przeczytaniu połowy książki, co zdarzyło mi się może trzeci raz w życiu.

Czuję teraz złość, rozczarowanie, żal po straconych kilku godzinach. Szukając pozytywów, kto mógłby znaleźć jakąś przyjemność w lekturze „Schroniska”? Może ci, którzy są ślepo zakochani w górach? Na pewno odradzam tym czytelnikom, którzy zainspirowani opisem na okładce szukają ciekawych wątków historycznych: zawiedziecie się srogo.

No Comments

Comments are closed.