Nie będę ukrywał, że jestem fanem Dana Browna: nikt inny nie potrafi tak uroczo żonglować faktami naukowymi i teoriami spiskowymi. Na ?Tajemnicę tajemnic? czekałem z wypiekami, a kiedy dostałem do ręki tę cegłę (siedemset stron!) czułem, że czeka mnie kilka niesamowitych wieczorów. Czy się zawiodłem? Może trochę. Ale i tak było warto!

Jak pisze Brown, wie chyba każdy. Każda jego książka sprzedała się chyba w większej liczbie egzemplarzy, niż łączny nakład wszystkich powojennych Noblistów 🙂 Wszystkie powieści Browna opierają się na podobnym schemacie: jest jakaś tajemnica, którą może rozwiązać wyłącznie nieco ekstrawertyczny, obdarzony pamięcią ejdetyczną profesor Langdon. Żeby pokonać złych ludzi i rozwiązać zagadkę profesor będzie musiał zanurzyć się w odmęty historii, historii sztuki, religii, ale też bardzo nowoczesnej nauki. Nie jest w tym wszystkim sam, towarzyszy mu urocza pani doktor, z którą od niedawna łączy go coś więcej niż tylko fascynacja nauką.
?Tajemnica tajemnic? oferuje wszystko to, do czego Dan Brown nas przyzwyczaił, a nawet więcej, bo pierwszy raz nasz dzielny profesor zdradza ludzkie odruchy w przestrzeni intymnej relacji z panią doktor 🙂 Więc skąd u mnie ten nieco chłodny ton? No właśnie.
Jak ktoś napisał takie powieści jak ?Kod Leonarda da Vinci? i ?Inferno?, to sam sobie zrobił krzywdę zawieszając poprzeczkę pod sufitem. Gdyby ?Tajemnicę tajemnic? sygnował ktokolwiek inny, byłbym zachwycony, ale od Browna oczekuję ciągłego przekraczania niemożliwego 🙂 Nie ukrywam też, że wolę jego powieści, w których tłem są historia sztuki i religii, niż nowoczesna nauka. Wolę też, kiedy mocniejszy nacisk autor kładzie na wyścigi intelektualne, niż dosłowne konfrontacje dobrych ze złymi.
Tak czy inaczej, jest to świetna powieść. Brown ma lepsze, oczywiście, ale ?Tajemnica tajemnic? zapewnia kilka wieczorów doskonałej i inspirującej zabawy. A czegóż więcej oczekiwać od literatury popularnej?
No Comments
Comments are closed.