Żywołapka

01/12/2025

Jarosław Jakubowski jest twórcą operującym słowem na wielu płaszczyznach: jest poetą, dramaturgiem, prozaikiem i dziennikarzem – kolejność jak sądzę jest dyskusyjna, inaczej niż sama lista talentów, którymi został obciążony. Bo talent, uzdolnienie na wyjątkowym poziomie, to w sferze języka nie jest żaden dar, to raczej zobowiązanie do opisu świata takim, jak on jest naprawdę, a nie takim, jakim może się wydawać. Dla Pawła Drzazgi, który nie zabił Adama Zubowicza, rzeczywistość przypomina żywołapkę wyłożoną przynętami, którymi są ponętne kobiety, wirtuozeria języka pozwalająca w miarę sprawnie ślizgać się przez życie i rozbuchane ego. Gdzie nas to prowadzi? Do powieści, od której nie sposób się oderwać!

Śledzę twórczość Jakubowskiego od kiedy pamiętam. I zawsze jest tak, że dochodzę do momentu, w którym już wiem jak, co i dla kogo on pisze. A potem pojawia się coś, co wyrywa mnie z fotela i każe na nowo spojrzeć na jego twórczość. Najgorsze (i najlepsze!) jest to, że Jarek za każdym razem podnosi poprzeczkę do jakiegoś absurdalnego poziomu, żeby za kilka lat z lekkością dwudziestolatka ją przeskoczyć. Tak stało się i teraz.

?Żywołapka? jest wszystkim tym, co najbardziej lubię, cenię i co mnie przeraża w literaturze. Nie ma tu żadnych fajerwerków formalnych, nie ma fabularnej żonglerki i palety zaskoczeń. To byłoby niegodne poważnej relacji, w jaką wikła czytelnika Jakubowski. ?Żywołapka? jest prostą historią człowieka, który zrobił coś złego (zabił czy nie zabił?) i opowiada swoje życie – trochę cudownej porucznik Jedynak, więziennej psycholog, a trochę mi, czytelnikowi, który podgląda tę gawędę (czy raczej bajerę) przez judasza.

Paweł Drzazga jest człowiekiem, który przez życie płynął na fali kobiecych zachwytów, retorycznej wirtuozerii i szczęścia, zwykłego fuksa, ratującego go od wielu opresji i dającego mu handicap w niezliczonych perypetiach biznesowo-towarzyskich. Drzazga był dziennikarzem, piarowcem, człowiekiem zarabiającym na życie językiem. A przecież skoro – o ile wierzyć Ludwigowi Wittgensteinowi – nie ma nic oprócz języka, nasz bohater był królem świata. Może nie całego, bez przesady, ale tego małego, własnego, ograniczonego do Ciemnej Doliny, jak nazywała się ta podbydgoska mieścina, w której widzimy skondensowany mikroklimat Rzeczpospolitej niewyrwanej z przeszłości, osadzonej w szalonych i mrocznych latach 90.

W ?Żywołapce? fascynuje język, który oplata czytelnika niczym bluszcz, toksyczny gaz odbierający kontakt ze światem pozaliterackim, o ile wierzyć, że coś takiego istnieje. Jakubowski wyłącznie trzyma lustro, w którym przegląda się głównie Drzazga, ale przecież nie tylko, regularnie zerka w zwierciadło także jego mama, spoglądają kolejne kobiety, wpatruje się Profesor, rzuca okiem porucznik Jedynak. Ba: całe miasto odbija się w tym nieco przykurzonym szkle.

A czytelnik? Przecież on też nie potrafi się oprzeć i raz za razem odkrywa, że żywołapka przyciąga także i jego. Wszak przynęty, które porozkładał w niej Jakubowski są uniwersalnej natury: któż nie bywa chorobliwie zapatrzony w siebie, któż nie czerpie paliwa z zachwytów otoczenia i nie miewa poczucia wszechwładzy? I tak dochodzimy do kolejnego, tym razem przerażającego, poziomu tej powieści: bez żadnego nadęcia i zapowiedzi Bóg wie jakiej wiwisekcji stanu naszego narodowego ducha, ?Żywołapka? zaczyna opowiadać rzeczy, których niekoniecznie chcielibyśmy słuchać. Mówi o nieprzerwanej transmisji wad i wdrukowanej usterce, niemożliwej do usunięcia. Jedyne co można zrobić, to wycofać się na bezpieczną pozycję obserwatora cynicznej Drzazgi w cudzym oku.

?Żywołapka? to bez wątpienia powieść wybitna. Jedna z najlepszych, które ukazały się w ostatnich latach na polskim rynku. Powieść mocna, pełna, a przy tym niesamowicie dobrze napisana. Jakubowski na pełnych żaglach.

No Comments

Comments are closed.