To miał być thriller noir, ale nie był. Miał być thriller psychologiczny. Też nie był.
Nie znałem wcześniej nazwiska autorki. Magda Stachula to polska autorka, napisała już chyba kilkanaście książek, o każdej mówi się, że to bestseller. Postanowiłem nadrobić zaległości.

Na pierwszy rzut oka: forma tożsama z tym, jak pisze choćby Marcel Moss – co akapit, to pierwszoosobowym narratorem jest inny bohater. Czytelnicy bestsellerów lubią dużo dialogów i płaską fabułę, w której nie idzie się pogubić, więc dostali to, czego chcieli. Dziewczyna ucieka z Polski do Danii, bo ją prześladują jakieś potworne wydarzenia, w efekcie których może mieć bardzo poważne problemy z prawem. I okazuje się, że zostaje odnaleziona. W książce pojawia się kilku bohaterów, a losy ich wszystkich magiczną różdżką autorka wiąże w Kopenhadze. Czy ma to sens? Żadnego, wiarygodność bohaterów i linii fabularnej kłuje w oczy. Czy jest urocze? No jest! Takie przecież są dzisiaj seriale, czytelniczki i czytelnicy chyba chcą, żeby to raczej deus ex machina, a nie podręcznik do logiki układał życie bohaterom.
Po więcej książek pani Stachuli raczej nie sięgnę, choć czas spędzony przy „Odnalezionej” minął szybko i w miarę przyjemnie.
No Comments
Comments are closed.