Philip K. Dick nie był po prostu pisarzem. Był prorokiem, guru wspomaganej wyobraźni, która nie miała granic. ?Cudowna broń? nie jest nigdy wymieniana w jednym szeregu z ?Ubikiem? i ?Trzema stygmatami Palmera Eldritcha?. Nie bez powodu: przy najlepszych powieściach Dicka wydaje się blada, tandetna, nieciekawa. Ale to wciąż Dick!

Akcja dzieje się w przyszłości (dla nas – niestety – przeszłości, ale przecież czas w dobrej SF to kwestia mocno dyskusyjna!). Podzielony na dwa bloki świat osiągnął relatywną równowagę. Kluczowymi postaciami obu bloków są ludzie zajmujący się projektowaniem nowych broni, a właściwie nie tyle projektowaniem, co ?ściąganiem? ich projektów z przestrzeni pozafizycznej podczas specyficznych transów. W Ameryce zajmuje się tym nasz bohater – Lars, a po stronie sowieckiej młodziutka, śliczna Lilo Topczewa.
Pewnego dnia na orbicie pojawia się dziwny satelita. Okazuje się, że nie jest to żaden podstęp Sowietów. Niedługo później dołącza do niego drugi, potem trzeci, aż wreszcie z mapy znika całe amerykańskie miasto. Dowiadujemy się wreszcie, że to łowcy niewolników z dalekiej planety. Lars i Lilo muszą połączyć siły, żeby ocalić świat i własną skórę.
Czy to dobra powieść? Cholera, jak na Dicka – średnia, ale patrząc przez pryzmat wszystkiego co się ukazuje dzisiaj drukiem? Zdecydowanie warto ją przeczytać, biorąc poprawkę na pewne urządzenia, które opisuje Dick, a które rzeczywiście zostały kilkadziesiąt lat później wynalezione.
No Comments
Comments are closed.