Kieszonkowa perspektywa. Kilka myśli wokół książki Michała Tabaczyńskiego
Przeczytane / 06/06/2025

Czekałem na tę książkę z dużym zainteresowaniem. Nie dlatego, że Michał Tabaczyński wydaje mi się wyjątkowo predestynowany do objawienia jakiejś nieznanej prawdy o moim mieście, ale z powodu jego niezaprzeczalnej erudycji i uroczego, ale też całkiem uzasadnionego, przeświadczenia o posiadaniu legitymacji do reprezentowania poglądów, czy raczej dogmatów, sporej części moich współziomków. Byłem więc jak sądzę jednym z pierwszych czytelników „Kieszonkowej metropolii”.  Książka, którą można przeczytać w jeden, może dwa wieczory, zabrała mi blisko tydzień. Rzuciłem się łapczywie do lektury. Chciałem czytać, polemizować, poznawać. I z przykrością patrzyłem, jak ta pasja stygnie. „Kieszonkowa metropolia”, niestety, nieco mnie zawiodła. Niestety, bo jeśli jest po tej nowoczesnej, uśmiechniętej stronie Brdy ktoś, z kim polemika mogłaby być przyjemnością, a nie katorgą, to tym kimś mógłby być właśnie Michał Tabaczyński.  Bydgoszcz nie jest łatwym, jednowymiarowym miastem. W tej cudownie splecionej historii miasta wykuwały się postaci, charaktery, wydarzenia i emocje o niespotykanej barwie, nie tylko brunatnej i krwistej, choć rzeczywiście bydgoska ziemia regularnie i obficie spływała posoką. Żeby zrozumieć Bydgoszcz, trzeba dystansu, należy nieco odsunąć głowę i spojrzeć jeszcze raz. Inaczej niestety wizjer zachodzi parą ideologii. Niezbędny jest dystans czasowy, bo jak inaczej zrozumieć cały dwudziesty wiek, bez odniesienia do wcześniejszych wydarzeń? Koniecznie trzeba też odsunąć…

Otoczone drutem miasto
Przeczytane / 06/06/2025

Żydowskie getto w środku Łodzi dla wielu uczestników tych koszmarnych wydarzeń wydawało się wybawieniem. Oto bowiem w morzu okropieństw, bezpardonowych rabunków, gwałtów, mordów powstaje miasto, w którym Żydzi sami będą się rządzić. Naprawdę wielu wierzyło, bądź przynajmniej usilnie starało się w to uwierzyć. Wydana w 2015 roku przez Instytut Pamięci Narodowej książka Adama Sitarka świetnie pokazuje jak zbudowane było to mikroskopijne państwo i jak zostało ono później doszczętnie zniszczone przez Niemców.  w ręku naukowe opracowanie fenomenu organizacyjnego łódzkiego getta, bo przecież trudno nie okazywać zdumienia patrząc na to, jak długo ten twór dostarczał mieszkańcom usługi komunalne na relatywnie dobrym poziomie. Musimy przykładać do getta odpowiednią miarę: było to skupisko traktowane przez okupacyjne władze jako tymczasowe siedlisko elementu przeznaczonego do likwidacji. Jedynym uzasadnieniem powstania getta, z punktu widzenia Niemców, była techniczna trudność w szybkiej eksterminacji kilkuset łódzkich Żydów. A mimo to władzom getta udało się stworzyć działającą namiastkę państwa!  Adam Sitarek pokazuje w swojej książce losy samorządu żydowskiego do wybuchu wojny do utworzenia getta, organizację aparatu administracyjnego wewnątrz getta i losy kluczowych urzędników tego tworu. Na uwagę zasługuje styl, w jakim autor opisuje te niełatwe przecież zagadnienia. Choć ?Otoczone drutem państwo? można i trzeba uznać za opracowanie naukowe, to czyta się…

Europa w płomieniach. Ostatnie miesiące II wojny światowej 

O II wojnie światowej można opowiadać bez końca. To przecież najbardziej traumatyczne doświadczenie ludzkości. Ostatnie miesiące wojny to bardzo intensywne działania militarne, ale także dyplomatyczne, wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Finał wojny wpisuje się w standardy najlepszych filmów sensacyjnych: punkt kulminacyjny następuje na samym końcu i jest tak niejednoznaczny, że otwiera drzwi do dalszego snucia opowieści. Krzysztof Drozdowski w książce „Europa w płomieniach. Ostatnie miesiące II wojny światowej” zmierzył się z niełatwym zadaniem opowiedzenia, jak wyglądał upadek III Rzeszy. Z jakim efektem? Książkę odłożyłem kilka dni temu, a niektóre sceny mam wciąż przed oczami.  Krzysztof Drozdowski w ostatnich książkach przyzwyczaił nas do specyficznej formy literackiej będącej solidnie opakowanym faktograficznie i niebywale atrakcyjnym literacko felietonem historycznym. „Europa w płomieniach” też jest tak napisana – szesnaście rozdziałów opowiada o poszczególnych wydarzeniach, które spina tylko czas dobiegającej końca wojny. Gdyby walczyły strony o zbliżonej umiejętności recepcji rzeczywistości, to można podejrzewać, że wojna skończyłaby się wiele miesięcy wcześniej kapitulacją Niemiec. Setki tysięcy osób miałoby szansę zachować życie i dobytek, a Niemcy resztki honoru. Stało się inaczej. Ogarnięty szaleństwem Wódz potrafił do samego końca grać na flecie piosenkę o cudownej broni, która odwróci sytuację na wszystkich frontach, a zdecydowana większość jego podwładnych, ale także tak zwani zwykli obywatele…

Polskie tajemnice II wojny światowej 
Przeczytane / 30/05/2025

Z pisaniem o historii jest tak, że albo autorzy zagłębiają się w szczegóły jakiegoś zagadnienie tak bardzo, że ich wywody stają się hermetyczne, ekskluzywne tak bardzo, że stają się zrozumiałe jedynie dla wąziutkiej grupy ekspertów, albo – to druga opcja – snują opowieści na tak wysokim poziomie ogólności szukając ukrytych prawideł i sensów historii, że w jakimś momencie snują rozważania zupełnie już oderwane do faktów. Niewielu, bardzo niewielu autorów potrafi pisać o historii tak, by trafić do szerokiego grona czytelników. Krzysztof Drozdowski ewidentnie to umie i co równie ważne – lubi.  „Polskie tajemnice II wojny światowej” to kolejna książka z serii, w której Drozdowski opowiada o niuansach przeszłości w swój oryginalny, świeży sposób. Tym razem w kilkudziesięciu odsłonach autor opowiada o różnych wydarzeniach i postaciach, które czasem do dzisiaj są schowane w mroku historii. Detal opowiadany ze swadą i osadzony w konkretnym kontekście okazał się kluczem do sukcesu, bo ta książka – jak już wiemy – okazała się ogromnym sukcesem. Ludzie chcą czytać o Polakach, chcą drążyć nasze sukcesy i szukać przyczyn porażek, chcą wiedzieć więcej, niż to, co wiedzą „wszyscy”. I Drozdowski daje czytelnikom dokładnie to, czego oczekują: ciekawostki, skondensowaną wiedzę, którą później mogą samodzielnie pogłębiać w ramach konkretnych…

Rok 1939 w Łodzi i województwie łódzkim. Losy ludności cywilnej
Przeczytane / 25/05/2025

Książka pod redakcją Artura Kuprianisa i Eweliny Ślązak zawiera zbiór artykułów dotyczących ciszy przed burzą w przedwojennej Łodzi i jej okolicach. Aglomeracja licząca wówczas blisko osiemset tysięcy mieszkańców, z ogromną i zamożną mniejszością żydowską, ze znaczącą mniejszością niemiecką stanowiła prawdziwą, europejską metropolię. Jak wyglądało tam życie u progu końca świata?  Spodziewałem się może bardziej socjologicznego, niż historycznego ujęcia, bo akurat takie „miękkie” uprawianie nauki o przeszłości mi ostatnio bardziej odpowiada, ale zbiór sygnowany przez Instytut Pamięci Narodowej i tak doskonale mi zagospodarował kilka wieczorów. Każdy z artykułów pod innym kątem opowiada realia życia tuż przed katastrofą. 

Drzewo życzeń

Książki dla dzieci bywają infantylne, żeby nie powiedzieć wprost: głupawe. Czasem są piękne, ale puste. Rzadko się zdarza coś tak mocnego, dobrego, pięknego i mądrego zarazem jak ?Drzewo życzeń? Katarzyny Applegate.  Książka ta jest światowym bestsellerem. Kiedy widzę tego rodzaju ?rekomendację?, staram się trzymać od tytułu z daleka. Jeśli coś podoba się milionom czytelników, musi trafiać w gusta milionów. A mój gust jest wyjątkowy 🙂 Pewna piątoklasistka poleciła mi ?Drzewo życia? i? pochłonąłem tę opowieść w kilka godzin. Nie dlatego, że to gruba książka, ale dlatego, że praktycznie każde zdanie, każdy akapit i każda ilustracja są w niej piękne i mądre.  Opowieść o drzewie, które potrafi myśleć i mówić wydawałaby się banalna, gdyby ktoś próbował ją streścić. Proszę tego nie robić, nie czytać i nie pisać streszczeń ?Drzewa życia?, bo któryś z zaprzyjaźnionych z nim ptaków może wziąć na was odwet. Wszyscy wiedzą, jak okrutnie ptaki potrafią się odwdzięczyć tym, którzy robią krzywdę drzewu. Żartowałem. Opowiadajcie szeroko, że istnieje drzewo, które robi coś więcej niż tylko jest dawcą cienia i niemym widzem dramatów. W tym przypadku dwustuletni Dąb postanawia zareagować, kiedy krzywda dzieje się pewnej rodzinie przybyłej w jego okolicę z bardzo daleka. Lokalna społeczność nie kryje swoich emocji. Ich…

O miłości do życia
Przeczytane / 18/03/2025

Pamiętam, że pierwszy raz czytałem Ericha Fromma jeszcze w podstawówce, czyli dawno, dawno temu. Później mi przeszło, zafascynowała mnie raczej analityczna, jak mi się wydawało – sucha epistemologia, ale ostatnio znów doceniam myśl tego specyficznego filozofa uprawiającego psychologię, czy może psychologa parającego się filozofią? „O miłości do życia” to zbiór kilku audycji radiowych, w których autor „Ucieczki od wolności” opowiada kolejny raz swoją wersję świata. Tym ciekawiej, że jest to jego język mówiony (z pewnością poddany gruntownej redakcji, ale jednak).  Tytuł jest bardzo pozytywny, ale przecież ta książka jest także o ciemnej stronie człowieczeństwa, o bierności, która jest zaprzeczeniem wszystkiego, co w nas jasne. Sporo miejsca Fromm poświęcił Hitlerowi. Uniknął jednak tandety rekonstruowania psychiki i paranoi wodza III Rzeszy, a skupił się na próbie zrozumienia jego sposobu widzenia świata.  Pojawiają się dowody na to, że Hitler był narcyzem, co jest dla nas raczej banalną obserwacją, ale także opinia mówiąca o jego nekrofilii. Tyle tylko, że Fromm rozumie nekrofilię nie w sposób wąski, jako seksualną dewiację na modłę freudowską, ale jako pociąg do śmierci, rozpadu, nicości w ogóle. I spojrzenie na działalność, biografię i jej koszmarne efekty pod tym kątem daje niesamowite wrażenie ocierania się o prawdę.  Fromm miał ogromną łatwość…

Obóz zagłady w Bełżcu w relacjach ocalonych i zeznaniach świadków
Przeczytane / 13/03/2025

Są niemieckie obozy, o których wiemy bardzo dużo. Cały świat zna takie nazwy jak Auschwitz czy Stutthof. Wiedzę o ich funkcjonowaniu, więźniach, oprawcach, regulaminach itp czerpiemy z dwóch głównych źródeł: z zachowanych niemieckich dokumentów i z relacji świadków. Jeśli chodzi o obozy koncentracyjne, to powojenni śledczy mieli do dyspozycji setki lub nawet tysiące świadków. W przypadku obozów zagłady, świadków praktycznie nie było. Bełżec przeżyło dwóch mężczyzn. Ich relacje i relacje świadków, którzy widzieli obóz z oddali składają się na wyjątkową książkę, której drugie wydanie właśnie trafiło do księgarń.  „Obóz zagłady w Bełżcu w relacjach ocalonych i zeznaniach świadków” to książka koszmarnie brutalna w swojej beznamiętności. Najwięcej o piekle niemieckiego obozu, w którym zamordowano ogromną liczbę żydów (od pół miliona do dwóch milionów, choć historycy bliżsi są tej pierwszej wartości) mówił i pisał lwowski przedsiębiorca, jeden z największych przed wojną producentów mydła Rudolf Reder. Spędził on w obozie kilka miesięcy pracując jako mechanik, zdun, grabarz. Udało mu się uciec w listopadzie 1942 roku. Do końca wojny ukrywał się u swojej polskiej gosposi, później wyjechał z kraju. Jego opowieść jest przerażającym świadectwem koszmaru. Reder z precyzją opowiadał o tym, jak na rampę obozu wjeżdżały pociągi pełne nagich żydów obojga płci, jak więźniowie…

Zawsze
Przeczytane / 23/01/2025

Zmarły w 2017 roku Krzysztof Derdowski był twórcą wszechstronnym: prozaikiem, poetą, dziennikarzem, ale i dramaturgiem. Niestety, niewiele jego utworów dramatycznych ukazało się drukiem. Praktycznie jedyną zwartą pozycją jest wydany w 2004 roku zbiór jednoaktówek zatytułowany ?Zawsze?.  We wstępie do zbioru profesor Przemysław Czapliński zwraca uwagę na wyrazistość bohaterów, którym Derdowski każe miotać się w ciasnym świecie. I słusznie, bo obojętnie czy w prozie, czy w dramatach postaci kreowane przez Krzysztofa były zawsze pełnokrwiste, choć także nieco przerysowane. Stereotypizowanie bohaterów to nie jest grzech, jeśli czemuś służy. A w tej literaturze ewidentnie tak właśnie jest.  Bohaterowie jednoaktówek są źli i bardzo źli, ale nie w jakiś filmowy, widowiskowy sposób. Są to postaci zwyczajnie podłe, napędzane niskimi pobudkami, niezdolne do poważniejszej refleksji, nawet jeśli próbują za elokwencją chować swoją pustkę. ?Ludzi częściej łączą wspólne świństwa niż inne rzeczy? mówi Profesor w tytułowej jednoaktówce. I o tych świństwach, o ludziach wplecionych, wmontowanych w różne większe i mniejsze świństewka opowiadają sztuki Derdowskiego.  Czyta się ten zbiorek doskonale, zdecydowanie przetrwał próbę czasu, w odróżnieniu niestety od fizycznego nośnika. ?Zawsze? jest książką wydaną przez naprawdę zasłużone bydgoskiego wydawnictwo Margrafsen, które słynie z bardzo wysokiego poziomu edytorskiego. Tym razem jednak wyszło inaczej: książka sprawia wrażenie wydawnictwa przygotowanego…

Melancholia chroniczna 
Przeczytane / 16/01/2025

Współczesna poezja zwykle jest dla mnie mało strawna. Zbyt często autorzy pustkę duchową i intelektualną chowają za czasem bardzo widowiskową kaskadą formy. Popisują się językową ekwilibrystyką, ale ich pląsy nie przynoszą nic poza chwilowym uniesieniem brwi. Do rzadkości należą poeci, którzy potrafią wyrzucić na stół całą prawdę, tak bardzo umazaną śluzem języka, jak  potrafią. Bo niby skąd mają się uczyć, jeśli dzisiaj – jak sądzę intuicja mnie nie myli – kilkukrotnie więcej osób poezję pisze, niż ją czyta. W zalewie tomów niskiej lub żadnej wartości artystycznej czasem zdarzy się książka, która przykuje i zaskoczy nie formą, a treścią. Dzięki temu na długo zostanie ze mną zarówno ta konkretna poezja, jak i nazwisko autora. Tak właśnie się stanie i do wąskiego grona poetów, których obserwuję z nieustannym zainteresowaniem dołączył właśnie kolejny bydgoszczanin – Michał Jankowski.  „Melancholia chroniczna” to wydany w 2024 roku niewielkiej objętości zbór poezji. Niech jednak nikogo nie zwiedzie szczupłość grzbietu. Ta książka ma potężną siłę. Trzydzieści wierszy i kilkadziesiąt monochromatycznych fotografii autora uderza z nieprawdopodobnym wdziękiem i mocą. Wydawałoby się, że od kilkuset lat nikt tak już nie pisze, że barokowe misteria mroku, melancholii i nadziei cieszą już tylko przygarbionych badaczy w okularach z grubymi szkłami, a tu…