Martwe dusze. Za cara Mikołaja i dzisiaj

Cziczikow pojawia się w naszym życiu znikąd i donikąd odchodzi. Wpada niezapowiedziany, staje się w mig autorytetem, duszą towarzystwa, wodzirejem, a potem w coraz gęstszym smrodzie niejasnych motywacji i całkiem brudnych interesów próbuje uciec wgłąb sceny, tyle że im niżej finalnie trzyma głowę, tym wyżej tyłek wystawia? Mikołaj Gogol to niejednoznaczna postać. To nie jest spiżowy Dostojewski czy Tołstoj, a ?Martwe dusze? to nie jest ?Zbrodnia i kara?. Za to, w jaki sposób Gogol opisał ówczesną Matuszkę Rosję nie zebrał oklasków. Wręcz przeciwnie. Pierwszy tom wywołał taki odzew, że autor naprawdę musiał obawiać się już nie tylko o swoją karierę, ale i o ważniejsze sprawy. Oskarżenia o zdradę narodu w czasach cara Mikołaja I, który wsławił się zesłaniem ?dekabrystów? na Sybir, musiały powodować poważny niepokój. W drugim tomie Gogol chciał chyba złagodzić wydźwięk pierwszego, ale chyba już nigdy nie dowiemy się, czy mu się to udało. Do dzisiaj zachowały się jedynie fragmenty. ?Martwe dusze? naprawdę głęboko wchodzą w pamięć i serce. Tak plastycznie malowanych postaci, do tego mówiących żywym, oryginalnym językiem wiele w historii literatury nie było. Tutaj każdy pojawiający się człowiek jest wyjątkowy. Któż nie znał takiego Cziczikowa, który pojawił się jak królik z kapelusza, z cudownie prostym pomysłem…

Stara baśń o naszych korzeniach
Przeczytane / 19/06/2020

Nie byliśmy nigdy miłośnikami porządnej, udokumentowanej tradycji narodowej. Na zagrodzie każdy równy wojewodzie, a jak trwoga, to do Boga raczej niż do zbrojowni i pod królewskie rozkazy. „Stara baśń” Józefa Ignacego Kraszewskiego miała nadrobić te błędy i uchybienia, choć oczywiście zmienić narodu nie mogła i nie zmieniła.  Historia dzieje się w bardzo zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze nie było świadomości narodu, rozproszona struktura państwa zwierała szyki tylko zadaniowo. Mimo to Chwostek – okrutny kneź spowinowacony z Niemką – trzymał bezlitośnie na krótkiej smyczy pozostałych kmieci. Poniżał i mordował, jawnie i skrycie, każdego, kto podważał jego prawo do bezwzględnej władzy nad wszystkimi plemionami na wschód od niemieckich włości i na południe od Pomorców. Dumni i wolność miłujący panowie podnoszą głowy i zrzucają pęto Chwostka doprowadzając do krwawej konfrontacji, która musiała skończyć się naszą – słowiańską – glorią.  Spotykamy w tej „Baśni” znane z legend postaci, Piastuna (Piasta), Kraka, ale i ciekawy wątek miłości zakazanej, choć tak prawdziwej i pięknej, że aż możliwej – Dziwy i Domana. Dotykamy wierzeń przedchrześcijańskich, medycyny ludowej i słowiańskiej duszy.  Lektura obowiązkowa. W każdym wieku i dla każdego.  

Ramzes XIII. Wiecznie żywy pan obu światów
Przeczytane / 11/06/2020

Miałem może 12 lat. Może 14. Czytałem Nienackiego, czytałem o Indianach. I wtedy wziąłem z pułki rodziców „Faraona”. Bolesław Prus – nic mi to wówczas nie mówiło. Ale ta powieść na zawsze mnie zmieniła. Chciałem być faraonem, chciałem być pisarzem, chciałem być kapłanem. Przeczytałem ją od tamtych czasów wiele razy. Teraz kupiłem nowe wydanie, w twardej okładce, eleganckie edytorsko i poczułem się dokładnie tak samo, jak wtedy, trzydzieści lat temu.  „Faraon” jest czymś ponadczasowym, uniwersalnym. To jedna największych powieści nie tylko polskiej literatury, ale europejskiej, a może i światowej. Niedoceniana dzisiaj, nieznana poza Polską. Szkoda. Opowieść o władzy, o lojalności, przyjaźni, miłości, wybaczaniu i przewidywaniu. O konflikcie między budowaniem dobrobytu państwa, a luksusem kasty (czy kast). O krótkiej pamięci „ludu” i o tym, że zawsze w polityce jest wymiar, przestrzeń, o której nie wie nawet faraon. Prus nie był geniuszem, był rzemieślnikiem, który pisząc „Faraona” stanął na palcach i dotknął literackiego nieba. Tutaj każda postać jest tak krwista, że wychodzi z kart książki i towarzyszy nam długie godziny, dni, miesiące już po odłożeniu przeczytanej książki. Coś niesamowitego.

Ostatni list pastora Amesa
Przeczytane / 25/05/2020

Pastor Ames ma siedemdziesiąt siedem lat, młodziutką żonę, sześcioletniego syna i umiera. Żeby zostawić po sobie ślad w duszy i umyśle dziecka pisze do niego list. Długi list, który Marilynne Robinson zatytułowała „Gilead”, od nazwy mieściny w której wszystko się dzieje i za który dostała nagrodę Pulitzera. Całkowicie zasłużenie.  To genialna, choć naprawdę niełatwa opowieść. Czytelnicy oczekujący szybkiej, wartkiej historii, będą zawiedzeni. Bo to jest historia opowiadana przez pastora, który żegna się z rodziną, swoim życiem, całą swoją historią sięgającą do walki o zniesienie niewolnictwa Murzynów i miastem, z którego uciekli nawet jego rodzice, a on – najwierniejszy z wiernych – pozostał do ostatnich chwil. To nie jest łatwa opowieść, mimo że prowadzi nas cały czas za rękę pastor i sam Bóg. Opowieść o życiu nie może być łatwa, bo i życie nigdy nie jest proste, liniowe, nawet jeśli jest się pastorem, którego ojciec i dziadek również byli pastorami. Bóg jest wszędzie wokół, co sprawia, że wszystko jest wytłumaczalne i wybaczalne, ale na pewno nie ułatwia samej opowieści.  Nagroda Pulitzera to jedna ostatnich nagród literackich naprawdę godnych szacunku. Zdarzają się oczywiście niezrozumiałe werdykty, ale podobnie jak w świecie science fiction Nebula, Pulitzer sprawia, że warto zaryzykować parę godzin lektury.  „Gilead”…

Bukowski, tyle że z zakończeniem 

Kto nie lubił przy piwku czy winku poczytać Bukowskiego? Proza pijacka ma doskonałe wzorce, jest lubiana i szanowana przez krytyków, ale przede wszystkim – doskonale się ją czyta. Grzegorz Kozera w „Białym Kafce” do pewnego momentu idzie tymi właśnie ścieżkami, tyle tylko, że nie zatrzymuje się jak inni. Idzie dalej. Pokazuje więcej.  Dwie rzeczy udawały mi się w życiu naprawdę: zdobywanie kobiet i chlanie. Od jednego i drugiego byłem i jestem uzależniony, jego i drugie robiłem nałogowo – dwa pierwsze zdania dla tych, którzy chcą sobie na szybko wyrobić zdanie. I faktycznie: dalej już nie musicie czytać, żeby wiedzieć o czym jest ta książka. Ale mimo wszystko zachęcam, bo ta podróż naprawdę wciąga. Wydawca napisał na okładce, że jest to ?gorzka i ironiczna opowieść o alkoholowym uzależnieniu zdegradowanego dziennikarza?. To prawda, ale nie cała prawda, bo alkohol jest tylko i aż towarzyszem czegoś znacznie mocniejszego – potrzeby akceptacji, miłości i wyjątkowej, nienachalnej erudycji naszego bohatera.  Od kiedy młody redaktor trafił do akademika, gdzie Ania nauczyła go po męsku pić gorzałę i jeszcze paru innych ciekawych rzeczy, do upadku i próby rekonstrukcji świata zdarzyło się mnóstwo. Zdarzyły się kobiety, awantury, pogrzeby i przejmująca do trzewi tęsknota za miłością – jedyną miłością,…

Miniaturki rozum pieszczące
Przeczytane / 18/05/2020

Denis Diderot, jeden z największych umysłów nowożytnych. I kilka naprawdę jedynie naszkicowanych uwag na różne tematy – od kobiet do niewolnictwa Murzynów – w jednej cieniutkiej książeczce. Pyszna sprawa. A że na okładce jest napisane „O kobietach”? No cóż, takie to były bandyckie czasy początku lat 90. Wewnątrz już jest napisane „O kobietach oraz inne miniatury literacko-filozoficzne”. `I wszystko się zgadza 🙂 Warto to poczytać nie tyle dla tekstu na temat kobiet, który jest niesamowicie interesujący, oczywiście, ale dla „O niewolnictwie Murzynów”. Bo to jest dopiero perełka. Dzisiaj jesteśmy generalnie w podobnej pozycji co ówcześni Murzyni. Mamy co prawda prawo przemieszczania się, ale to nic nie zmienia, skoro jesteśmy przywiązani do ziemi (czyt. mieszkania, domu) kredytem hipotecznym, a nasz pan zabiera nam większość tego, co zarobimy. Eh, gdybyż mądry pan Diderot mógł to przewidzieć…

Naddusza trzymająca nas za gardła i serca
Przeczytane / 30/04/2020

Pamiętałem Orsona Scotta Carda sprzed wielu, wielu lat, kiedy z wypiekami czytałem opowieść o młodym Enderze, którego gra miała uratować ludzkość. Później wiedziałem, że autor wpadł w manię, której nie cierpię i został seryjnym pisarzem. Takim co to niby nie potrafi opowiedzieć historii w jednej książce, więc musisz kupić pięć. No i kupiłem ?Pamięć Ziemi?, bo dopiero małym druczkiem było napisane, że to pierwszy tom z jakiegoś cyklu.  Na szczęście dowiedziałem się o tym dopiero po zamknięciu książki. A to naprawdę konkretny dwustrzałowiec – dwa sympatyczne wieczory w jego towarzystwie dają dużo radości. Czy kolejne tomy połknąłbym z marszu? Pewnie nie?  Historia dzieje się kilkadziesiąt milionów lat po zagładzie Ziemi. Sto lat świetlnych dalej, ludzie żyją na planecie, którą nazwali Harmonia. Na tej planecie życie się toczy wokół miast, nieco na wzór grecki, ale najciekawsze jest to co zostało z technologii. Wszystko jest kontrolowane przez komputery, energię każdy czerpie ze słońca, ale są ograniczenia. Na przykład takie, że nie istnieją pojazdy kołowe. Nikt o nich nie myśli. No prawie nikt, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele.  Nad tym, żeby ludzie się nie pozabijali, żeby Harmonia nie skończyła jak stara Ziemia, czuwa Naddusza. Przemawia czasem do wybrańców, ale jest coraz słabsza….

Ten obok, to kto? 
Przeczytane / 30/04/2020

„Fale tłumią wiatr” braci Strugackich to dzisiaj już prawie kompletnie zapomniana książka. A szkoda, bo z ręki tych pisarzy nie wychodziły rzeczy mierne. To zawsze był przebłysk geniuszu.  W dalekiej przyszłości, na Ziemi, Maksym Krammerer prowadzi komórkę zajmującą się niewyjaśnionymi wydarzeniami. Bardzo różnego typu. Naukowcy zastanawiają się na przykład nad tym, dlaczego jeden muzyk jest genialny, a drugi tylko świetny. Albo kim są Wędrowcy.  Ziemianie skolonializowali już większą część znanego wszechświata. Z niektórymi planetami mamy stosunki przyjazne, z innymi chłodne, ale wówczas wchodzą do gry Progresorzy, którzy na miejscu próbują naprawić bieg historii, albo… pokazać tubylcom ich miejsce w szeregu. Od pewnego czasu powstała koncepcja mówiąca o tym, że na Ziemi mogą to samo robić Wędrowcy. Dokładniej stało się to jakieś dwieście lat wcześniej, gdy w skałach Marsa odkryto puste podziemne miasto.  I zaczynają się dziać na Ziemi i z Ludźmi różne rzeczy. Czy to faktycznie Wędrowcy? A może my sami jako gatunek zaczęliśmy się dzielić? 

Labirynt narodów i państw. Kim był Nietzsche?

Jedna z dłużej przeze mnie czytanych książek. Prawie rok, z doskoku, po kilka-kilkanaście stron czytana rzecz nie dlatego, że nudna czy męcząca, po prostu nie przywykłem do tak skrupulatnej pracy badawczej jaką wykonał Miłosz Sosnowski. „Badania nad rodowodem i tożsamością narodową Fryderyka Nietzschego w świetle źródeł literackich, biograficznych i genealogicznych” już samym tytułem mogą przytłoczyć. I faktycznie trochę tak jest. Autor tej rozprawy doktorskiej w istocie szukając prawdziwej tożsamości Fryderyka Nietzschego zszedł do głębokich mroków historii. Skąd ten upór? Dwudziestowieczne źródła – jedno mówiące o zdecydowanym, bo przecież deklarowanym!, polskim pochodzeniu i drugie o jednoznacznie niemieckich, rasowych korzeniach filozofa – były przesiąknięte ideologią, a nie pociągiem do wiedzy. To wszystko musiał nadrobić Sosnowski sam. I zrobił to w brawurowym stylu odnajdując szesnastowieczne dokumenty zawierające nazwę miejscowości Niczk (Nyczk) i równie stare – najstarsze odnalezione zapisy nazwisk Niczki/Nyczky z 1521 roku. Czy dzisiaj ma dla nas jakiekolwiek znaczenie, jakiej narodowości tak naprawdę był Nietzsche? Czy to nie jest trochę fanaberia pasjonata historii? Jeśli nawet, to jest podana w przepysznym stylu. A moim zdaniem postać bez wątpienia jednego z najważniejszych filozofów dwudziestego wieku zasługuje na wciąż świeże odkrywanie, odczytywanie, rekonstruowanie. Jego stosunek do Niemców, do Polaków, do Francuzów – wszystko to sprawia,…

Mistrz przestrzeni
Przeczytane / 30/04/2020

„Oblicza Wód” Roberta Silverberga to powieść wyjątkowa. Trudno ją zakwalifikować do science fiction, nie jest to fantasy. W moim przekonaniu najbliżej jej do fantastycznego traktatu etycznego, choć to określenie kompletnie nie oddaje sensu książki. Na obwolucie mówi do nas Isaac Asimov: „Tam, gdzie Robert Silverberg jest dzisiaj, science fiction dojdzie dopiero w przyszłości”. Dodam tylko, że na tę przyszłość pewnie jeszcze nam przyjdzie poczekać.  „Oblicza Wód” napisaną z ogromnym rozmachem wyobraźni opowieścią na temat tożsamości, relacji ja-Inny. Wszystko dzieje się na planecie pokrytej wodą, wokół nas pojawiają się istoty, rośliny i przedmioty osadzone w świecie zupełnie dla nas obcym. Jeśli ktoś nie przepada za „opisami przyrody”, to po tej powieści zakocha się w nich. Ogrom wody, pielgrzymka w poszukiwaniu sensu, życia, nowego świata. I wreszcie motyw tak podobny do „Solaris” Lema – ale nie będę szczegółów opowiadał, bo może jednak ktoś się skusi na samodzielną lekturę.  Historia społeczności wyspy Sorve, ich wyprawa – przymusowa po tym, jak jeden z ludzi zachował się paskudnie wobec nurka – jednego z inteligentnych stworzeń wodnych i społeczność gospodarzy, skrzelowców, wygnała całą kolonię – w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Schronienia? Przeżycia? A może jednak prawdy, wiedzy o tej planecie i ogóle o życiu?  Naprawdę genialna…