Czasem bywa tak, że nadmiar wiedzy szkodzi. Oczywiście nie samemu tej wiedzy posiadaczowi, ale czytelnikom. Przypadek ten dotknął mnie podczas lektury książki profesora Jacka Wijaczki ?Czarownicom żyć nie dopuścisz. Procesy o czary w Polsce w XVII-XVIII wieku?.

Pięknie wydana książka, mocna okładka, szacowna seria wydawnictwa Replika – co mogło pójść nie tak? Profesor Wijaczka niestety napisał książkę dla? nikogo. Eksperci, garstka najlepiej zorientowanych w temacie historyków z licznymi tytułami, uznała pewnie to opracowanie za wtórne, bo to przecież osiem artykułów, traktujących o sprawach, dla ekspertów oczywistych. Osoby, które są w kategorii średniozaawansowanych i chciałyby dowiedzieć się czegoś więcej, będą zawiedzione, bo profesorski język i skrupulatność godna rozprawy naukowej, raczej zniechęcają do lektury.
Dobra, czyli dla kogo jest ta książka? – zapytacie. Dalibóg nie wiem. Oczekiwałem jakiejś spójnej opowieści, a tu mamy naprawdę ciekawą historię rzekomej ostatniej europejskiej czarownicy z Reszla, którą profesor Wijaczka bohatersko odziera z romantycznie brzmiącej legendy, która sąsiaduje z? artykułem o ?rzekomym mordzie rytualnym w Koźminie (i Kaliszu)?. Co ma piernik do wiatraka? Autor twierdzi, że i wiedźmy, i Żydzi byli obcy i ta właśnie cecha wystarczyła, by do książki włączyć tekst o wydarzeniach z 1763 roku. A co mi tam: rzucę brawurową tezę, że prawdziwym powodem była potrzeba zwiększenia objętości książki o czterdzieści stron 🙂
Czy te gorzkie żale wystarczą, by zniechęcić czytelników? Mam nadzieję, że nie! Zbiór artykułów profesora Wijaczki może być całkiem strawny, o ile podejdziemy do niego inaczej, niż ja to zrobiłem. Może warto rozłożyć lekturę na co najmniej osiem dni (jeden artykuł dziennie)? Myślę, że wówczas całość może sporo zyskać.
No Comments
Comments are closed.