Mroczne tajemnice miasta B.

08/08/2021

Jarosław Jakubowski ma wyjątkowy talent. Jest multiinstrumentalistą literackim, bardzo dobrym poetą, wziętym dramaturgiem i czytanym prozaikiem. „Rzeka zbrodni” ukazała się już parę lat temu, ale dopiero teraz miałem ogromną przyjemność zanurzyć się w niej po uszy na ładnych kilka godzin. I nie żałuję ani kwadransa. To doskonale skomponowana, z ogromną lekkością i urokiem napisana powieść o… miłości, grzechu, marzeniach, lękach i przede wszystkim o mieście, w którym wszystko było możliwe. 

Nie dajcie się zwieść objętości książki, bo to pozory – faktycznie dałoby się w tradycyjny sposób wydrukować tę powieść na dwustu stronach. To wciąż zapowiada kilka godzin przepysznej przygody, prawda? Ja się nie zawiodłem. Jakubowski dość bezpardonowo, bez gry wstępnej wrzuca nas do Bydgoszczy roku 1920, kiedy nawet polscy mieszkańcy miasta czasem łatwiej wyrażają myśli i nazwy ulic po niemiecku. Na jednej z przycumowanych do nabrzeża Brdy barek odkryto makabryczną zbrodnię: cała niemiecka rodzina została w finezyjny sposób zabita, zaszlachtowana i ułożona w kształt… znanej bydgoskiej fontanny „Potop”. I tak już będzie do samego końca: wielopoziomowa symbolika, której recepcja jest pożądana, ale oczywiście niekonieczna, bo można czerpać ogromną przyjemność z lektury ponad tymi niuansami. To książka nieoczywista, choć czytelnik nie zostaje bez opieki – fabuła jest prowadzona tak, żeby nie zmęczyć, nie zgubić uwagi i nie zanudzić nawet najbardziej wymagającego odbiorcy. I co ważne, Jakubowski wydaje się świadomie rezygnować z najbardziej oczywistych i sprawdzonych sztuczek literackich. Nie idzie na skróty, tylko uczciwie opowiada swoją historię. 

To co zaskakuje – pozytywnie! – w lekturze „Rzeki zbrodni” to soczystość tej literatury. Polski kryminał, zwłaszcza osadzony w historycznych realiach, przyzwyczaił nas nieco do chropowatości formy i płaskości świata. Jakubowski jednak jest poetą, dramaturgiem i pisarzem, on nie umiałby tak po prostu przyjąć konwencji sprintu do sedna, slalomu między punktami zwrotnymi akcji. Tutaj większość bohaterów – także tych drugo i kolejno-planowych – jest zarysowana z epickim rozmachem. To są postaci z krwi i kości, żywe, plastyczne, wchodzące w prawdziwe relacje między sobą. Dialogi są może nieco zbyt teatralne, ale konwencja roku 1920, weneckich masek i wszechobecnej gry uzasadniają ten styl. Zresztą może to kwestia pewnej wrażliwości językowej. Świat „Rzeki zbrodni” jest prawdziwy i wyielowymiarowy, Bydgoszcz sprzed wieku widzimy oczami bohaterów, czujemy zapach i smak kotletów, smażonej kapusty i bydgoskiego piwa, słyszymy stukot tramwajów na ulicach Starego Miasta i szum barek na Brdzie i Kanale Bydgoskim. Jakubowski nie opowiada, ale przedstawia nam świat, w którym dzieją się rzeczy dziwne, straszne i ciekawe. 

„Rzeka zbrodni” ma jedną wadę: szybko się kończy. Zostawia niedosyt. Nie jest to absolutnie wadą powieści Jakubowskiego, bo świadczy wyłącznie o tym, jak dobrze jest ona napisana. Zresztą nie ma co opowiadać, to trzeba samemu sprawdzić – do czego gorąco zachęcam. 

No Comments

Comments are closed.