Obyśmy dzisiaj inaczej skończyli tę dyskusję…

16/06/2021

Fascynuje mnie ostatnio tygiel intelektualno-polityczny dwudziestolecia międzywojennego. Dzisiaj w porównaniu do tamtych czasów mamy marazm i nudę. Wówczas to biło kilka wulkanów myśli, amplituda była ogromna: od wyjątkowych tępaków strojących mądre miny, do najwybitniejszych umysłów nowożytnych czasów. 

Krzysztof Kawalec spróbował zebrać w jednej książce najważniejsze poglądy i prądy międzywojnia. „Wizje ustroju państwa w polskiej myśli politycznej lat 1918-1939. Ze studiów nad dziejami polskiej myśli politycznej” to książka naukowa, oczywiście, ale czyta się ją z wypiekami. Wciąż trzeba jednak mieć na uwadze tę okrutną cezurę: od pierwszej wojny – dla nas owocującej własnym państwem, do piekła drugiej wojny światowej. Kawalec robi naprawdę uczciwy przegląd wszystkich wówczas istniejących poglądów i opinii, od masowych – lewicowych, narodowych, ludowych i innych, do niszowych wariactw wąskich kręgów ówczesnej szurii. 

Polsce „sanacyjnej” przeciwstawiano inne, z założenia alternatywne, w większym czy mniejszym stopniu wykluczające się nawzajem: „katolicką”, „imperialną”, „narodową”, „dynamiczną”, „ludową”, „socjalistyczną”, „demokratyczną”. 

Zupełnie jak dzisiaj, prawda? Analizując ówczesne poglądy czołowych publicystów i polityków można odnieść wrażenie, że dzisiaj naprawdę niewiele nowych poglądów i idei jest w obrocie medialnym. Najciekawszym moim zdaniem ideologiem, który w dramatyczny sposób pomylił się w ocenie sytuacji, był zapomniany dzisiaj Wojciech Stpiczyński. Dziesięć lat po bitwie pod Warszawą napisał on prężąc muskuły niczym redaktorzy z TVP: 

Tylko głupkowaci szaleńcy snuć mogą plany jakichkolwiek na Polsce podbojów. Najazd moskiewski obudził w naturze polskiej lwa. Usłużna aneksjonistyczna z zachodu i rewolucyjna ze wschodu propaganda sąsiedzka utrzymuje go w stanie nieustannej czujności. A tylko bardzo już naiwni w zacietrzewieniu obserwatorzy mogą nie dostrzegać, iż w ubiegłym dziesięcioleciu mięśnie polskiego lwa stężały i rozwinęły się poważnie, pazury wyrosły i stwardniały. Oto leży spokojnie czujny, dobrze usposobiony do całego świata (?) Lecz biada, gdy go ktoś do walki zmusi.

Ciekawą obserwacją autora jest kwestia języka. Jak zauważa, wszystkie strony sporu politycznego sięgnęły do pokładów języka próbując zmieniać znaczenie wyrazów, a tym samym spychać dyskurs na pożądany przez siebie tor. Znów: to samo przecież widzimy dzisiaj, kiedy mowa o sądach, mediach itp. W międzywojniu przodował w gwałtach na języku obóz sanacyjny, zresztą nie tylko na języku lubował się w tępej przemocy. Faktyczną likwidację demokracji nazywano wówczas? demokracją. ?Nie można powiedzieć, że zaprzepaszczamy sprawę demokracji. Nie, my proponujemy tylko całkiem inną demokrację? – przekonywał Jan Piłsudski. Sekundował mu w tym Stanisław Car przekonując, że w Polsce nie ma dyktatury, a za dowód tego twierdzenia przytaczał? własne ?przekonanie?. 

W ten sposób znane i rozumiane dotąd jednoznacznie pojęcia i symbole uzyskiwały nowe znaczenie. Demokracji ?fałszywej?, pokrywającej prywatę, podszytej anarchią, przeciwstawiano ?prawdziwą?, realizowaną po maju przez ?drużynę? Marszałka. 

Widać, że Krzysztof Kawalec jest (był?) prawdziwym pasjonatem międzywojnia. ?Wizje ustroju państwa? czyta się z zapartym tchem. Oczywiście, o ile kogoś takie analogie interesują i kto będzie umiał mimo wszystko podczas późniejszego oglądania telewizji zapomnieć, jak się skończyła we wrześniu 1939 roku ta szalona debata? 

No Comments

Comments are closed.