Obóz w Smukale
Przeczytane / 13/11/2023

Długo czekaliśmy na tę książkę. Długo czekały setki ofiar, żeby świat poznał mroczną historię obozu, po którym dzisiaj praktycznie nie ma śladu. Warto było czekać? Kiedy w ubiegłym roku dr Mateusz Maleszka w murach bydgoskiego Instytutu Pamięci Narodowej mówił o przygotowaniach do wydania monografii obozu przesiedleńczego w Smukale, czuć było, że oczekiwania są ogromne. Dotychczas nikt nie podjął się nawet próby kompleksowego opisania koszmaru, jaki Niemcy w latach 1941-43 urządzili Polakom w zlokalizowanej w uroczym miejscu nad Brdą fabryce karbidu. Brakowało źródeł, wspomnienia i relacje z obozu często wykluczały się wzajemnie, istniejące listy ofiar były bardzo wątpliwe, a dokumentów źródłowych oczywiście było i jest wciąż za mało. Niemcy bardzo skutecznie niszczyli dowody swoich zbrodni. Rok temu, na zachętę, IPN wydał folder dr. Maleszki o Smukale. Folder miał 50 stron. Książka liczy stron 120. Może jednak liczy się jakość merytoryczna, a nie objętość? Jak autor książki ?Niemiecki obóz przesiedleńczy w Smukale (1941-1943)? poradził sobie z tematem? Najpierw minusy, głównie te, na które autor większego wpływu nie miał. IPN niestety zaczyna przyzwyczajać czytelników do słabego lub wręcz bardzo słabego poziomu składu książek. Nie jest winą autora, że przypisy wydają się żyć swoim życiem. W numeracji są okropne luki, a te które są,…

Sport na czerwono 
Przeczytane / 02/11/2023

Sławek Wojciechowski jest kibicem, jakich mało. Nie chodzi o to, że napisał monumentalną historię przedwojennej Polonii Bydgoszcz, ale o to, że potrafi spojrzeć na swój klub bez różowych okularów. „Gwardziści. Sport Milicji i Bezpieki w Bydgoszczy w latach 1945-1990” to opowieść o tym, co komuniści zrobili z zacnym polskim klubem.  Dla mnie, rocznik 75, Polonia kojarzyła się wyłącznie z milicyjnymi kacykami. Przyzwoici ludzie nie chodzili na ulicę Sportową, tylko kibicowali wojskowemu Zawiszy. Za komuny w Bydgoszczy nie było innych klubów, niż wojskowe lub milicyjne. Polonia samą nazwą i biało-czerwonymi barwami sugerowała, że zanim komuniści ją zbezcześcili była godna szacunku.  Po książce „Zapomniane pokolenie. Polonia Bydgoszcz 1920-1949” można było się spodziewać, że kolejna książka Sławka Wojciechowskiego będzie równie dobrze napisana tak pod względem językowym, jak i merytorycznym. Autor umie zachować moim zdaniem doskonałą równowagę między jakością naukową i oczekiwaniami czytelników, którzy docenią potoczysty styl opowieści. „Gwardziści” to nie jest książka hermetyczna, to nie jest akademicki wywód dający uciechę wyłącznie autorowi. To pięknie opowiedziana historia o złych czasach, kiedy źli ludzie używali wszystkich dostępnych im narzędzi, żeby pomalować świat na czerwono.  Na osobny komentarz zasługuje kwestia edytorska. Podobnie jak „Zapomniane pokolenie”, także „Gwardziści” to dzieło sztuki edytorskiej. Twarda okładka, elegancki i funkcjonalny…

Mroczne tajemnice miasta B.
Przeczytane / 08/08/2021

Jarosław Jakubowski ma wyjątkowy talent. Jest multiinstrumentalistą literackim, bardzo dobrym poetą, wziętym dramaturgiem i czytanym prozaikiem. „Rzeka zbrodni” ukazała się już parę lat temu, ale dopiero teraz miałem ogromną przyjemność zanurzyć się w niej po uszy na ładnych kilka godzin. I nie żałuję ani kwadransa. To doskonale skomponowana, z ogromną lekkością i urokiem napisana powieść o… miłości, grzechu, marzeniach, lękach i przede wszystkim o mieście, w którym wszystko było możliwe.  Nie dajcie się zwieść objętości książki, bo to pozory – faktycznie dałoby się w tradycyjny sposób wydrukować tę powieść na dwustu stronach. To wciąż zapowiada kilka godzin przepysznej przygody, prawda? Ja się nie zawiodłem. Jakubowski dość bezpardonowo, bez gry wstępnej wrzuca nas do Bydgoszczy roku 1920, kiedy nawet polscy mieszkańcy miasta czasem łatwiej wyrażają myśli i nazwy ulic po niemiecku. Na jednej z przycumowanych do nabrzeża Brdy barek odkryto makabryczną zbrodnię: cała niemiecka rodzina została w finezyjny sposób zabita, zaszlachtowana i ułożona w kształt… znanej bydgoskiej fontanny „Potop”. I tak już będzie do samego końca: wielopoziomowa symbolika, której recepcja jest pożądana, ale oczywiście niekonieczna, bo można czerpać ogromną przyjemność z lektury ponad tymi niuansami. To książka nieoczywista, choć czytelnik nie zostaje bez opieki – fabuła jest prowadzona tak, żeby nie…

Średniowieczna Bydgoszcz i awantura z relikwiami w tle
Przeczytane / 25/07/2021

Bydgoszcz nie miała dotychczas szczęścia do literatury. Byli i są oczywiście doskonali pisarze w tym mieście, żeby wspomnieć choćby Wiktora Żwikiewicza czy Krzysztofa Derdowskiego, ale jako miejsce akcji, zwłaszcza dziejącej się wcześniej niż w XX wieku, Bydgoszcz była dotychczas praktycznie białą plamą. Jarosław Klonowski w powieści „Tajemnica świętego Wormiusa” nadrabia to zaniedbanie i umieszcza znaczącą część akcji swojej historii właśnie w tym mieście.  Tytułowy Wormius miał być świętym – i to prawdziwym świętym, takim, któremu za życia towarzyszyły liczne cuda. Zresztą jego relikwie, rozczłonkowane ciało, również miały mieć cudowne działanie. O ile oczywiście naprawdę istniały, bo co do tego bohaterowie mają liczne zastrzeżenia i wątpliwości. Nie są to bohaterowie tuzinkowi, bo głównym jest Alfred Ostenwald, którego na Kujawy przysyła sam papież. Wskutek różnych wydarzeń jego towarzyszami w przygodach zostaje para barwnych łotrzyków płci obojga, a przeciwko sobie mają… tak właściwie to nie wiadomo kogo, bo i Krzyżaków, i wojaków lokalnego bonza Kościeleckiego, i samego Diabła, którego imię brzmi bydgoszczanom bardzo znajomo – Węgliszka.  Czy to jest dobra powieść? Bądźmy szczerzy: do historii literatury to nie przejdzie, ale czyta się bardzo dobrze. Przynajmniej do czasu, bo pod koniec powieści odniosłem wrażenie, że przestała ona autora bawić. Szkoda, bo potencjał był doskonały,…

Dzisiaj takich analiz już nie ma…
Przeczytane / 22/06/2021

Fundacja Będziem Polakami wydaje serię książek pod hasłem „Ojcowie Wolności”, to przedruki przedwojennych dzieł m.in. Romana Rybarskiego, Wincentego Witosa, Romana Dmowskiego z przedmowami dzisiejszych „odpowiedników” – Kosiniaka-Kamysza, Korwin-Mikkego itd. Seria cieszy się powodzeniem, ale kompletnie nieadekwatnym do tego, jaką uwagą cieszyła się międzywojenna myśl polityczna u komunistów. Zarówno na płaszczyźnie naukowej, jak i popularno-naukowej, towarzysze z PZPR szeroko badali międzywojennych ideologów i próbowali uczyć się na ich błędach. Z różnym skutkiem, wiadomo, ale czy np. Ustawa Wilczka byłaby możliwa, gdyby komuniści nie znali choćby Rybarskiego?  Piąty tom z wydanej w czasach ciężkiej komuny serii „Polska myśl polityczna XIX i XX wieku” jest zatytułowany „W kręgu twórców myśli politycznej”. Wydawcą jest nie byle kto, bo Polska Akademia Nauk. Daje to pewien ogląd na jakość tekstów i kompetencje naukowe ich autorów. A problemy przez nich poruszane są naprawdę do dzisiaj bardzo świeże, jak choćby koncepcje polityczne Ignacego Daszyńskiego, spór o Polskę między Piłsudskim a Sikorskim w latach I wojny światowej, myśl polityczna zapomnianych dzisiaj Mieczysława Niedziałkowskiego i Ludwika Kulczyckiego. Mi oczywiście najbardziej do gustu przypadł z wielu powodów artykuł „Myśl polityczna piłsudczyków a twórczość Juliusza Kadena-Bandrowskiego”. Włodzimierz Suleja bardzo konkretnie, systematycznie, drobiazgowo rozkłada koncepcje polityczne i wizerunek Marszałka w książkach Kadena. Dobre,…

Obyśmy dzisiaj inaczej skończyli tę dyskusję…
Przeczytane / 16/06/2021

Fascynuje mnie ostatnio tygiel intelektualno-polityczny dwudziestolecia międzywojennego. Dzisiaj w porównaniu do tamtych czasów mamy marazm i nudę. Wówczas to biło kilka wulkanów myśli, amplituda była ogromna: od wyjątkowych tępaków strojących mądre miny, do najwybitniejszych umysłów nowożytnych czasów.  Krzysztof Kawalec spróbował zebrać w jednej książce najważniejsze poglądy i prądy międzywojnia. „Wizje ustroju państwa w polskiej myśli politycznej lat 1918-1939. Ze studiów nad dziejami polskiej myśli politycznej” to książka naukowa, oczywiście, ale czyta się ją z wypiekami. Wciąż trzeba jednak mieć na uwadze tę okrutną cezurę: od pierwszej wojny – dla nas owocującej własnym państwem, do piekła drugiej wojny światowej. Kawalec robi naprawdę uczciwy przegląd wszystkich wówczas istniejących poglądów i opinii, od masowych – lewicowych, narodowych, ludowych i innych, do niszowych wariactw wąskich kręgów ówczesnej szurii.  Polsce „sanacyjnej” przeciwstawiano inne, z założenia alternatywne, w większym czy mniejszym stopniu wykluczające się nawzajem: „katolicką”, „imperialną”, „narodową”, „dynamiczną”, „ludową”, „socjalistyczną”, „demokratyczną”.  Zupełnie jak dzisiaj, prawda? Analizując ówczesne poglądy czołowych publicystów i polityków można odnieść wrażenie, że dzisiaj naprawdę niewiele nowych poglądów i idei jest w obrocie medialnym. Najciekawszym moim zdaniem ideologiem, który w dramatyczny sposób pomylił się w ocenie sytuacji, był zapomniany dzisiaj Wojciech Stpiczyński. Dziesięć lat po bitwie pod Warszawą napisał on prężąc muskuły…

Bogactwo myśli, erupcja koncepcji i wymarzony efekt: Niepodległa
Przeczytane / 12/06/2021

Minęło już tyle czasu, że w świadomości Polaków całkowicie zamazały się koszmary zaborów, pulsująca myśl polityczna i niepodległościowa uciskanych rodaków z przełomu XIX i XX wieku, ale też radość z odzyskania po stu latach niepodległości. Wydaje nam się dzisiaj, że to było oczywiste: był Naród, był język, było terytorium, była tożsamość narodowa, więc powstało państwo, prawda? Nieprawda, było wówczas w Europie mnóstwo narodów w takiej sytuacji, a jednak pozbawionych własnego państwa.  Dzisiejsi badacze potrafią spojrzeć na ówczesne realia ze zdrowym, naukowym dystansem zarówno czasowym, jak i ideowym. Warto jednak spojrzeć na tamte czasy oczami kogoś, kto był w środku, a jednak umiał uczciwie przedstawić paletę poglądów i ruchów, które doprowadziły w efekcie do polskiej niepodległości. Wilhelm Feldman, autor „Dziejów polskiej myśli politycznej 1864-1914”, był znanym i ogromnie poważanym literatem i dziennikarzem, krytykiem i historykiem piśmiennictwa, publicystą i pracownikiem społecznym, organizatorem instytucji kulturalnych i dyplomatą. A przy tym był Polakiem dopiero z pierwszego pokolenia. „Wyszedł z chasydzkiej rodziny małomiejskiego ghetta na dalekich kresach podolskich, człowiek, który był Polakiem w pierwszem dopiero pokoleniu; potrafił, przylgnąwszy z entuzjazmem duszy młodzieńczej do kultury polskiej, służyć ofiarnie do ostatniego tchu Polsce i sprawie jej wyzwolenia” – pisze autor przedmowy do drugiego wydania „Dziejów” Leon Wasilewski….

Kogo zabija plaga, a kogo strach? Parę słów o „Pladze” Bartłomieja Świderskiego
Przeczytane / 01/06/2021

Polska literatura generalnie nie nadąża. Nie nadąża za światowymi trendami, za wydarzeniami, za językiem ulicy. Co zrobić, tak już jest. Dlatego trzeba się cieszyć, kiedy pojawiają się w księgarniach takie powieści jak „Plaga” Bartłomieja Świderskiego. Kawał soczystej, szybkiej opowieści o tym co mogło się wydarzyć tu i teraz. „Plaga” to dystopia o niekończącym się lockdownie – zapowiada wydawca i generalnie ma rację, ale jednak ta powieść jest też o innych sprawach. Głównym bohaterem pozornie jest Michał, scenarzysta, który zaczyna wariować w domowej kwarantannie i zaprzyjaźniać się z domową myszką. Michał stanie jednak oko w oko z szansą na przebicie muru i zobaczenie świata takim, jaki on jest naprawdę. I tutaj poznajemy prawdziwe zajęcie prawdziwego autora „Plagi”, bo wskakujemy w rollercoaster szybkiego, nowoczesnego montażu filmowego i pędzimy z naszymi bohaterami po okolicach Warszawy w klimacie postapokaliptycznej dystopii.  Ale ale – Michał tylko pozornie jest głównym bohaterem powieści. Prawdziwym bohaterem jest strach, w tej historii boją się wszyscy, tyle tylko, że każdy czegoś innego. Strach przestaje być w pewnym sensie przywiązany do swojego źródła, a staje się autonomicznym bytem. Dziewczyna Michała, świetnie zarysowana postać- mimo że formalnie praktycznie nieobecna na łamach książki, to wciąż wpływająca na akcję –  mówi w pewnym momencie tak:…

Historia spowiedzi po francusku
Przeczytane / 14/02/2021

Chciałem poczytać o spowiedzi i pokucie w kontekście judaizmu i pierwszych chrześcijan, a trafił w moje ręce esej francuskiego profesora Jeana Delumeau „Wyznanie i przebaczenie” z nieco mylącym podtytułem „Historia spowiedzi”. Mimo wszystko to nie był stracony czas.  Przebaczenie to zdecydowanie najcenniejszy wkład chrześcijaństwa w historię ludzkości, z tym pan profesor nie polemizuje, choć widać, że przygląda się wierze i religii z uczciwym, naukowym dystansem. Kościół, spowiedź, pokuta, rozgrzeszenie – te tematy oglądamy na tle zmian w myśleniu i zachowaniu społeczeństwa francuskiego. Nie jest to dzieło wyczerpujące temat, ale nie tego przecież oczekujemy do eseju. Na wielki plus trzeba polskiemu czytelnikowi zaliczyć ogromną liczbę cytatów z dzieł w naszym kraju albo całkowicie nieznanych, albo skrajnie niepopularnych. Delumeau pozwala sobie na poważne pytania we wnioskach kończących pracę. „Czy w naszej dzisiejszej cywilizacji jest jeszcze miejsce – w religii czy poza religią – na niczym nie wymuszone wyznanie i przebaczenie? (…) Otóż jednym z największych problemów Zachodu jest obecnie rozpad kodeksu moralnego, którzy nasi przodkowie w mniejszym czy większym stopniu akceptowali. Cywilizacja zachodnia albo upadnie przez to, że straci wszystkie swoje punkty odniesienia, albo spróbuje znaleźć sobie jakąś etykę, którą można by zresztą dostosować do wymogów czasu i której kryteria byłyby do…

Miało zachęcić? Na pewno nie zniechęciło
Przeczytane / 13/02/2021

„Przewodnik dla zniechęconych spowiedzią i mszą świętą” ojca Tomasza Pawłowskiego to książeczka dla wszystkich, którzy chcą sobie przypomnieć po co właściwie jest spowiedź, pokuta i msza święta, ale nie za bardzo chcieliby rozbudowanych i gęstych rozważań filozoficznych, a wolą konkretne uwagi praktyka.  Dobra to książeczka, bo życiowa. Nie ma w niej kazań, nie ma teologii teoretycznej, jest za to prosta jak łaska Pańska koncepcja pojednania się z Bogiem. Można spojrzeć na siebie niejako zza kratki konfesjonału. Dobre to i pożyteczne. Na pewno na każdej drodze, co jakiś czas warto się zatrzymać i spojrzeć na siebie oczami kogoś, kogo doświadczenie przerasta nasze, choćby nie wiadomo jak bogate, ale jednostkowe, indywidualne.