Tajemnica Roswell na ludowo
Przeczytane / 01/04/2015

Przyznaję, nie czytałem dwóch pierwszych tomów przygód dzielnego Tylera Locka, choć sprzedały się w milionach egzemplarzy i zostały przetłumaczone na ponad 20 języków. Lubię thrillery z nutką spisków, ale jakoś Boyd Morrison mnie odstraszał zbytnim jak na mój gust epatowaniem komercją. „The Roswell Conspiracy” przeczytałem w dwa wieczory i teraz nie wiem sam, czy to był stracony czas, czy całkiem przyjemna, choć pobawiona głębszych emocji rozrywka. Jest w tej powieści wszystko, co znamy z Indiany Jonesa: piękne i niebezpieczne kobiety, tajemnice, obce wywiady, bohaterów wyjętych z Jamesa Bonda, kosmos i von Danikena. A że czasem sensu brak? Cóż, takie wymogi akcji, chciałoby się rzec. Osią akcji jest tajemniczy metal, który pierwszy raz zaobserwowano na miejscu katastrofy tunguskiej na początku XX wieku. Okazuje się, że ma on niesamowitą moc, która wykorzystana do celów militarnych na zawsze może odmienić losy świata. Tyler Locke – inżynier i były wojskowy – wraz z przyjacielem lecą do Australii, żeby spotkać się z 75-letnią Fay, która chce im coś pokazać. Na miejscu zastają strzelaninę, dwóch Rosjan chce zamordować staruszkę, a te dzielnie daje im odpór karabinem. Podczas brawurowego pościgu i błyskotliwych wymianach ciosów obaj napastnicy giną. Wtedy Locke już wie, że Fay jest w posiadaniu naprawdę…

Samo ciasto, bez ryby w środku
Przeczytane / 15/11/2014

Pochwaliłem i od razu wpadłem na minę. „Map of bones” Jamesa Rollinsa ma wszystko, co powinna mieć powieść, w którą chciałbym wpaść bez opamiętania. A jednak nie wpadam, ślizgam się i z rosnącą niechęcią zerkam na liczbę stron do końca. Thriller konspiracyjny sięgający do zamierzchłej historii powinien mieć koncept. „Map of bones” takowy posiada. Podbudowany solidną konstrukcją faktograficzną. Złoty piasek, czy w rzeczywistości tak czyste złoto, że zmienia strukturę i wygląda jak szkło, a działa… na różne sposoby, pojawia się u starożytnych, w żydowskiej Torze i później w chrześcijańskich pismach. Da się powiedzieć o nim: „manna”. Da się dowodzić, że to właśnie tę substancję trzymano w Arce Przymierza i Mojżesz o jej reprodukcję prosił kowala. Do tego mamy tajemniczą organizację zakorzenioną co najmniej w średniowiecznych odłamach Templariuszy, „kościół” wewnątrz Watykanu, amerykańskich superbohaterów z supertajnej jednostki megaspecjalnej. Na to nałóżmy romans, serię trudnych (?!) do rozwikłania tajemnic prowadzących jak po sznurku do kulminacji i atrakcyjne plenery plus koszmarne perypetie, które wydają się zabójcze dla bohaterów, a ci oczywiście wychodzą z nich bez szwanku. Dlatego więc ta powieść tak mnie zmęczyła? Jej przewidywalność i niekonsekwencja to główne wady. Nie można prowadzić bohaterów za rączkę, w każdej sytuacji zsyłając im na pomoc Deus…

Konspiracja na najwyższym poziomie

Kim jest autor „Altar of bones”, widniejący na okładce pod nazwiskiem Philip Carter, to jedna z najbardziej strzeżonych tajemnic wydawnictwa Simon & Schuster. Wiadomo, że to pseudonim jednego z najbardziej popularnych dzisiaj pisarzy. Krytycy spekulują, że to może być Harlan Coban lub Stephen King. Mi bardziej wygląda na Dana Browna. Jakby nie było, „Altar of bones” to kwintesencja tego, co w literaturze konspiracyjnej najlepsze. Jedyne co trochę mi przeszkadza, to ewidentnie zbyt duża radość autora w widowiskowych pościgach i strzelaninach, ale cóż. Zoe Dmitroff na co dzień zajmuje się pomaganiem ofiarom przemocy domowej. Nie utrzymuje kontaktu z matką, która jest głową rosyjskiej mafii w Stanach Zjednoczonych. Pewnego dnia zostaje znaleziona zamordowana kobieta, wyglądająca na bezdomną. Głęboko w gardle ma kartkę z adresem Zoe, a ostatnie słowa jakie słyszą przypadkowi przechodnie próbujący ją reanimować dotyczą ołtarza kości. Zoe szybko odkrywa, że ofiara to jej babcia, którą uważała od wielu lat za zmarłą. Morderca atakuje także Zoe, jednak udaje jej się ujść z życiem. W skrzynce na listy znajduje przesyłkę od babci. Dowiaduje się z niej, że została nową Strażniczką ołtarza. List jest przepełniony zagadkami, które Zoe musi rozwiązać, żeby spełnić swoje nowe obowiązki. Ołtarz kości jest w rzeczywistości miejscem schowanym głęboko…

Templariusze bez sensu
Przeczytane / 29/08/2014

Paul Christopher jest autorem tłumaczonym na kilkanaście języków, sprzedał parę milionów książek. Jego 'The Templar conspiracy’ zapowiada tytułem więcej, niż faktycznie oferuje. Ale jak ktoś lubi komiksowe opowieści: polecam. Historia zaczyna się banalnie. Mężczyzna wchodzi w wigilię na dach rzymskiego budynku, je kanapkę z jajkiem (!), robi sobie drzemkę, włącza przenośne radio, wyjmuje snajperski karabin i zabija papieża. Plus parę innych osób na balkonie, z którego następca Piotra wygłaszał homilię. Szybko się okazuje, że właściwym celem nie był papież, tylko konieczny gość na jego pogrzebie: wiceprezydent USA. Bez sensu? No pewnie, ale chodzi o akcję. W tej powieści brakuje wszystkiego: tła, soczystych bohaterów, sensu – ale nie akcji! 🙂 Jednym z bohaterów jest ksiądz, szef watykańskich służb specjalnych (w powieści są takie, czy w rzeczywistości: nie wiem), który przewiózł broń przez granicę. „How on earth did you get that through customs?” Holliday said astounded that the priest had brought a pistol with him in his luggage. Brennan gave a very Italalian shrug. „I travel only n a Vatican diplomatic passport.” He smiled sourly. „Anyway, people suspect all priests are pedophiles, not gunrunners.” Albo taki fajny dialog o teoriach spiskowych. „Sounds a little complicated. Don’t you think?” Holliday asked. „Conspiracies usually…