Leczy? Leczy!
Z kapelusza / 19/10/2023

Bogdana czytam od lat. Jego książki to świetny materiał dla każdego, kto chce poznać konopny temat bez żadnego ideologizowania. „Marihuana leczy” jest taką właśnie książką z pogranicza literatury popularno-naukowej, z dużym akcentem na drugi człon. Czytałem ją już kilka razy i zawsze z tym samym zainteresowaniem. Bogdan Jot jest w środowisku zajmującym się konopiami autorem bardzo istotnym z wielu powodów. Przede wszystkim stroni on od twierdzeń, których nie może oprzeć na dowodach. A że zna kilka języków i czyta badania naukowe z całego świata, to jego książki czyta się z zapartym tchem. W tej książce Bogdan bierze na stół medyczny aspekt marihuany. Nie ukrywam, że mnie też zdecydowanie bardziej interesują wartości lecznicze, medyczne tej rośliny niż jej zastosowanie w przemyśle tekstylnym, spożywczym czy budowlanym. W książce znajdziemy masę informacji (z odwołaniem do badań źródłowych!) dotyczących wpływu marihuany na nowotwory, jaskrę, cukrzycę, leczenie bólu i wiele innych tematów włącznie z kwestią dobrostanu psychicznego. Polecam każdemu, kto chciałby z dobrego, wiarygodnego źródła zaczerpnąć solidną garść informacji o marihuanie w kontekście jej wpływu na zdrowie człowieka.

Ciemna strona służbowego księżyca
Z kapelusza / 25/11/2018

Nie jestem fanem błyskotliwych odkryć spraw oczywistych, nie widziałem żadnego filmu pana Vegi, ale książkę – zbiór wywiadów – „Złe psy. Po ciemnej stronie mocy” przeczytałem z ogromnym apetytem. Po prostu: świetnie to się czyta. Wiadomo nie od dziś, że życie pisze najciekawsze scenariusze, a cóż może być atrakcyjniejszą scenografią niż zakryty na co dzień świat bandziorów i ścigających ich stróżów prawa? A jeśli te dwa światy zaczynają się przenikać, a co najmniej ci drudzy zaczynają przypominać tych pierwszych? Raj dla pisarza i atrakcja dla czytelnika. Tylko że nie mamy do czynienia z fikcją, a z opowieściami tak bardzo opartymi na faktach, jak to tylko możliwe. To surowe rozmowy, bardzo męskie w treści i formie, choć nie tylko mężczyźni są rozmówcami autora. Mamy więc dużo przemocy, czasem głupiej, bezsensownej, frustracji, dużo alkoholu, narkotyków, seksu. Mamy też naprawdę dużo samotności. Bo każdy bohater tej opowieści jest człowiekiem przeraźliwie samotnym. Jak to w życiu…

Kwasy w mózgu i przyprawy
Przeczytane , Z kapelusza / 22/10/2014

No cóż, to nie kwestia wieku, ale ciekawość zabrała mnie w podróż z książką doktora Erica H. Bravermana „Younger (thinner) You Diet”. Na dietę jegomościa się nie zdecyduję, ale jego twierdzenia otworzyły mi oczy na prostą zależność zawartą w podtytule książki: „How understanding your brain chemistry can help you lose weight, reverse aging, and fight disease”. Braverman twierdzi, że liczenie kalorii to zbędne komplikowanie spraw prostych: wszystko jest w mózgu. Możemy pochłaniać olbrzymie ilości jedzenia i nie tyć, lub przyswajać wyłącznie kiełki i nie tracić ani grama masy. Nasz dietetyczny magik podaje sporo dowodów na to, że możemy w prosty sposób manipulować własnym mózgiem żeby stać się szczupłym, młodszym i szczęśliwszym. Podejrzanie brzmi, ale mnie przekonał. Najważniejszymi mechanizmami naszego ciała, w tym także przetwarzaniem tego co jemy na energię, masę itp, steruje mózg. A konkretniej cztery kwasy, które są kluczowe dla działania naszego organizmu. Dopamina odpowiada za moc mózgu, jego potencjał elektryczny – tak, elektryczny, bo przecież informacje komórkowe są magazynowane i przenoszone w postaci impulsów elektrycznych. Dopamina jest więc odpowiedzialna za metabolizm. Jej niski poziom sprawia, że nie czujemy się „pełni” po posiłku, nie czujemy satysfakcji z jedzenia. Autor twierdzi, że możemy podnieść poziom dopaminy jedząc np. jajka, serek…

Byłem na Marszu Niepodległości
Z kapelusza / 13/11/2011

Chciałem zobaczyć z bliska, jak wygląda polski faszysta. Mimo usilnego wypatrywania, zdartych zelówek i całodniowych poszukiwań: wciąż nie wiem, nie znalazłem na Marszu Niepodległości ani jednego. Widziałem za to kilkanaście tysięcy osób zgodnie krzyczących m. in. „Wolność, Własność, Sprawiedliwość” oraz „Cześć i chwała bohaterom”. Żeby nie było wątpliwości: widziałem także latające kamienie i palący się samochód. Już podczas przedpołudniowej wizyty w Muzeum Powstania Warszawskiego widać było atmosferę napięcia. W olbrzymich kolejkach grzecznie stali młodzieńcy z biało-czerwonymi flagami, z dyskretnymi emblematami rodzimych drużyn. Na ulicach Warszawy widziałem wielu, bardzo wielu ludzi z narodowymi flagami. Jeszcze bardzo późnym wieczorem w czwartek przechodziłem obok lokalu przy Nowym Świecie, gdzie w piątek doszło ? jak podają media ? do dantejskich scen z udziałem polskich i niemieckich anarchistów. W czwartkowy wieczór przechodnie z biało-czerwonymi odznakami przyglądali się tylko. Podczas uroczystości pod Pałacem Prezydenckim (jak co miesiąc, 10) nie widziałem żadnych nerwowych sytuacji związanych z anarchistami, choć byłem tam jedynie (po drodze), nie dłużej niż parę minut. Marsz Niepodległości miał ruszyć o godzinie 15.00. Problem w tym, że wokół placu Konstytucji tłoczyło się z każdej strony mnóstwo osób, nie mogąc dojść do miejsca zgromadzenia. Ulica Marszałkowska była zablokowana przez policję, podobnie jak Koszykowa. Setki osób krążyło szukając…

Szarańcza
Przeczytane , Z kapelusza / 13/08/2011

Nie lubię tego całego upalnego nudziarstwa gości pokroju Marqueza. Ale jakoś, zupełnie przypadkiem, połknąłem „Szarańczę”. Ta powieść, to tak naprawdę pierwsza większa rzecz późniejszego Noblisty. Zabrałem się za to na spacerze, kiedy Jeremiasz był łaskaw przysnąć. Wciągnęło. Może dlatego, że Marquez jeszcze nie umiał koncertowo nudzić 😉 „Szarańcza” to opowieść o małym miasteczku, Macondo, które wir historii i biznesu odnalazł, przeżuł, połknął i wydalił. Osią powieści jest historia przybysza, który jest lekarzem. To dziwak i samotnik, którego nienawidzi całe, prawie opustoszałe miasteczko. Lekarz odmówił onegdaj pomocy jednemu z mieszkańców. Teraz, kiedy został odnaleziony martwy w swoim zapuszczonym mieszkaniu, ludzie chcieliby widzieć, jak gnije bez niczyjej pomocy. Taka zemsta. Jednak pułkownik – dziwny przyjaciel, który kilka lat gościł lekarza w swoim domu – zmusza rodzinę, by wspólnie dokonać pochówku. Historia opowiadana na trzy głosy: pułkownika, jego córki i wnuka wbija się w pamięć w niecodzienny sposób. Emocje, nastroje, wrażenia – tylko to pozostaje po lekturze. Wydarzenia są najmniej istotnym elementem opowieści budowanej przez Marqueza. Wrócić do tego raczej sam sobie nie polecam. Ale jako wytchnienie między poważniejszymi tekstami – jak najbardziej.

Zapomniane pokolenie – rozmowa ze Sławomirem Wojciechowskim
Z kapelusza / 27/07/2011

Tekst ukazał się pierwotnie w portalu bydgoszcz24.pl Sławomir Wojciechowski jest autorem książki „Zapomniane pokolenie. Polonia Bydgoszcz 1920-1949”, którą można już kupić w księgarniach. To obszerna, ponad 700-stronicowa i przepięknie wydana historia klubu, którego działalność sportowa była nie mniej ważna, niż repolonizacja Bydgoszczy. Byłem i jestem fanatykiem – Uczucie do Polonii to miłość od pierwszego spojrzenia? – Jestem i byłem fanatycznym kibicem Polonii. Przeszło z ojca na syna. Tata też sympatyzował z Polonią. We współczesnym rozumieniu słowa przeciętnemu Kowalskiemu fanatyk źle się kojarzy. Pisząc książkę, usłyszałem o fanatyzmie pierwszych sympatyków, działaczy, sportowców Polonii. Jeżeli dziś mówię o sobie fanatyk, to w tamtym przedwojennym lub zaraz powojennym duchu. – Na czym polegał ów fanatyzm? – W Bydgoszczy polski sport budowano po 1920 r. od zera. Zapaleńców było z początku garstka, inna rzecz, że nie było na nic pieniędzy, nie było aren sportowych, strojów, chłopacy kopali w piłkę często na bosaka lub w butach kościelnych, do tego bydgoskie drobnomieszczaństwo nie rozumiało z początku idei sportu. To nie zrażało pierwszych działaczy, byli zdeterminowani, fanatyczni, ale także jak komuś się lepiej wiodło, hojni, wspierali biedniejszych kolegów. – Czy dziś nie ma już takich działaczy czy też kibiców? – Kibice to chyba ostatni bastion wierności barwom…

Futbol i właściwy porządek rzeczy
Z kapelusza / 04/05/2011

Bandyci z Poznania zdemolowali stadion Zawiszy. Teraz zacznie się polowanie na czarownice. Pierwszym winnym jest prezydent Bydgoszczy, który wbrew opinii policji wydał zgodę na mecz. A ja uważam, że Rafał Bruski podjął słuszną decyzję. Z kilku powodów. Po pierwsze, stadion jest po to, żeby jedni zostawiali na murawie/bieżni pot i łzy, a drudzy mogli śpiewać, tańczyć, skakać i machać flagami. Jeśli ktoś myśli inaczej, to myli stadion sportowy z parkiem lub operowym amfiteatrem. Stadion Zawiszy jest świetnym obiektem na imprezy lekkoatletyczne, ale nie zapominajmy, że grali tutaj piłkarze reprezentacji Polski. Ubiegłoroczny finał pucharu polski – kibice Jagiellonii i Pogoni są równie zwaśnieni jak Legii i Lecha – nie spowodował jeśli dobrze pamiętam żadnych strat. Bydgoscy kibice zasługują na prawdziwe emocje piłkarskie, na zobaczenie gwiazd polskiej ligi choćby raz do roku! Kilka tysięcy bydgoszczan miało taką okazję wczoraj – ilu skorzystało to już inna kwestia. Ja mam na głowie absorbującego niemowlaka – oglądałem w internecie. Ale i tak głośno wołam w imieniu kibiców: dajcie nam jak najczęściej możliwość zobaczenia takich piłkarzy jak Rudnevs, Bosacki, Manu czy Skaba. Nawet nie po to, żebyśmy mieli skalę porównawczą do graczy Zawiszy, ale żeby nam duży futbol nie uciekł sprzed oczu. Po drugie, policja jest…

Ahharei mot – bez komentarza
Z kapelusza / 16/04/2011

W kontekście momentami nachalnej homopropagandy, warto czasem sięgnąć do Tory. A tam znajdziemy w parszy Ahharei: Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak obcuje się z kobietą. Jest to obrzydliwością. Nie będziesz obcował z żadnym zwierzęciem, bo stałbyś się skażony. I kobieta nie stanie przed zwierzęciem, żeby się z nim parzyć. Jest to ohydne zboczenie.  Nie skazicie się żadną z tych rzeczy, bo skaziły się każdą z nich narody, które za to wypędzam sprzed was. Skaziła się ziemia i dlatego Ja wypomnę ich przewinienia zsyłając karę, a i ziemia wyrzyga swoich mieszkańców.

Nadgorliwość Pan wypali ogniem
Z kapelusza / 03/04/2011

Wyobraźmy sobie sytuację. Po wielu różnych, bolesnych i przykrych, wydarzeniach Izrael zawarł przymierze z Jedynym, niech będzie błogosławiony. Haszem dał swojemu ludowi prawa dotyczące ich relacji międzyludzkich, nie tylko spisane na kamiennych tablicach, ale też mnóstwo szczegółowych rozporządzeń dotyczących praktycznie każdej dziedziny życia. I wszystko zmierza do kulminacji: budowa Świątyni jest ukończona. Brakuje tylko zwieńczenia. I oto Mosze zgodnie z wytycznymi Boga przygotowuje kapłanów – Aharona i jego czterech synów. Ubiera ich w tuniki, obwiązuje pasami, zawija wysokie zawoje na ich głowach. Mężczyźni ściskają głowę młodego byka, który za chwilę zostanie poświęcony na ołtarzu i spalony. Krew ofiary Mosze wylewa u podstawy ołtarza, dzięki czemu „uświęcił go, dając mu moc dokonywania na nim przebłagania”. Ósmego dnia – to bardzo ważny dzień, ósmego dnia następuje obrzezanie, ten dzień nawiązuje do Szabasu – na ołtarzu odbywa się pierwsze oddanie wstępujące. Żydzi widzą cud – ogień sam wyszedł od Boga i strawił na ołtarzu to, co zostało ofiarowane. Jak mówi Tora: „Krzyczeli w zachwyceniu i modląc się upadli na twarze”. Wyobraźmy to sobie: ekstaza, uwielbienie, mistyczna więź z prawie widocznym Bogiem. I oto dzieje się coś zaskakującego. Oddajmy głos Torze: „Wzięli synowie Aharona, Nadaw i Awihu, każdy swoją kadzielnicę i zabrali w nie…

Wajakhel – nastolatek buduje Miszkan
Z kapelusza / 26/02/2011

Dosłownie przed chwilą Żydzi zbudowali złotego cielca, Mosze połamał tablice z przykazaniami. A teraz? Cały lud buduje Miszkan, gdzie może zamieszkać Szechina. Parsza zaczyna się od przypomnienia (piąty już raz) o konieczności święcenia szabasu. Rabini wnioskują stąd, że szabas jest ważniejszy nawet od budowy Miejsca Obecności. Świętość realizuje się w trzech wymiarach: szabas jest daniną czasu, koheni są daniną ludzką, a dziesięcina i ofiary – daniną przedmiotów. W tej właśnie kolejności. Szabas jest najważniejszy. Szabas jest święty i istniał nawet wówczas, gdy nie istniał jeszcze czas, co tylko pozornie jest paradoksem. Nie rozumiemy do końca natury szabasu, widzimy tylko jego emanację w dotyczącym nas czasie. To świętość nad świętości. Jak mówi rabin Ari Kahn, „zarówno szabat, jak i Miszkan są ziemskim „domem” Boga. Poprzez włączenie Boskości w nasze życie przybliżamy wybawienie. Oto jest najważniejsza rzecz, jaką Mojżesz przekazał ludowi żydowskiemu po zejściu z góry Synaj. Ta nauka dała im możliwość zbliżenia się do Niekończonego Boga, którego ujrzeli”. Haszem ustami Moszego nakazał budowę Miejsca Obecności. Co ciekawe, realizatorem i głównym wykonawcą najważniejszych elementów został z woli Najwyższego Besalel. Wówczas trzynastoletni chłopiec, którego talent docenił sam Bóg. To daje nam pewność, że każdy otrzyma w którymś momencie życia szansę na właściwe wykorzystanie…