Instrukcja CIA dla partyzantów
Przeczytane / 15/05/2015

Ja wiem, że jesteśmy w Unii, w NATO, że demokracja i XXI wiek, że partyzantka to zakurzona historia. Co jednak szkodzi, żeby zobaczyć jak to się robi, tak na wszelki wypadek? Stany Zjednoczone ostro wspierały różne partyzantki w XX wieku. Zazwyczaj bronią i pieniędzmi, ale najbardziej wartościowe wsparcie polegało na know how. Były to zwykle szkolenia kadry i samych partyzantów, czasem tylko materiały drukowane. Takim dokumentem, który w 1984 roku ujrzał światło dzienne była instrukcja przeznaczona dla nikaraguańskich Contras i miała tytuł: Psychological Operations in Guerrilla Warfare. W największym skrócie, Amerykanie uczyli partyzantów jak zwyciężyć dzięki użyciu oszustwa, zastraszania i przemocy. To nie jest instrukcja dla ideowców, to jest konkretny podręcznik partyzanckiej walki. Jest tutaj mowa nie tylko o sposobach przekonania ludności do partyzantów, co autorzy nazywają najważniejszym celem partyzantki, ale też o zwyczajnych egzekucjach reprezentantów reżimu: sędziów, policjantów, urzędników skarbowych. Są to jednak działania wtórne. Najważniejsze jest zdobycie poparcia wśród ludności. Jak ich przekonywać do swoich racji, jak w kilka osób zdominować kilkusetosobowe zgromadzenia, jak oswajać cywili z uzbrojonymi oddziałami partyzanckimi – tego wszystko CIA uczy od podstaw. Trzeba przyznać, że dla Agencji pracowali najlepsi psychologowie i socjologowie. Byli oni świadomi, że zwykli ludzie, zwłaszcza w trakcie konfliktu, z…

Partyzantka na ludowo raz jeszcze
Przeczytane / 03/04/2015

Dalszy ciąg mojej przygody z ludowymi partyzantami spod znaku Batalionów Chłopskich. Znów byłem dwa wieczory w Świętokrzyskiem. Tym razem z oddziałem „Tomasza”. Józef Abramczyk „Tomasz” w swoich wspomnieniach „Partyzanci z kozienickiej puszczy” pisze o swoim oddziale, który walczył w tym samym czasie i prawie tym samym miejscu do oddział „Szczytniaka”. Przygody obu oddziałów, jak pewnie wszystkich partyzantów walczących wówczas z Niemcami, były bardzo podobne. Głód, niedostatek broni i ubrań, strach nie tyle o własne życie, co o życie bliskich i tych, którzy partyzantom pomagali, przeraźliwe zimno i gorąca nadzieja na zwycięstwo. „Tomasza” odróżniają od „Szczytniaka” dwie sprawy. Przede wszystkim ta książka jest poświęcona temu, co zapowiada tytuł. Czytamy więc o partyzanckich przygodach, radościach i dramatycznych klęskach, ale autor oszczędził nam komunistycznego bajdurzenia. Przywiązanie do Batalionów Chłopskich i niezgoda na wcielenie do Armii Krajowej wynika tutaj nie tyle z różnych wizji przyszłej Polski, co raczej z lokalności, chłopskiego etosu, lojalności wobec pierwszych struktur podziemnego wojska i przysięgi złożonej konkretnym barwom. Dzięki temu dużo lepiej czyta się tę właśnie książkę. Drugą różnicą jest wrażliwość autorów. O ile „Szczytniak” raczej nie pisał o koszmarze, nie epatował dramatycznymi opisami, „Tomasz” nas nie oszczędza. Jego opisy brutalności Niemców mogą się przyśnić. Mniej delikatnym sugeruję zatrzymać…

Nie mi oceniać zielone serca
Przeczytane / 05/03/2015

Dzisiaj mówi się o nich „arbuzy”. Z wierzchu zieloni, w środku czerwoni. Wtedy też tak było. Mimo wszystko jestem jak najdalszy od odejmowania chłopskim partyzantom zasług, czy podważania ich patriotyzmu. Rozumieli go inaczej, niż bliżsi mojemu sercu AKowcy, ale kto ma niby patent do decydowania, czyj patriotyzm jest partiotyczniejszy? A wtedy trzeba było decydować i za tymi decyzjami nierzadko szły kule. Trudno mi było czytać wspomnienia „Polem-lasem” Mieczysława Młudzika „Szczytniaka” bez emocji, bardzo różnych. „Szczytniak” we wrześniu 39′ był dwudziestolatkiem. Na ochotnika rwał się do walki z Niemcami. Za dużo nie powojował. Po upadku niepodległej Rzeczpospolitej wstąpił do ZWZ, ale szybko odkrył, że podobnie do niego myślący patrioci mają zielone barwy. W Batalionach Chłopskich walczył do „wyzwolenia”, jak nazywa czasy po zimie 44/45, na terenie kielecczyzny. Znał i cenił „Ponurego”, choć najwyżej cenił wartości przywódcze „Nurta”, który był dłuższy czas jego przełożonym podczas kompletnie nieudanego marszu ku powstańczej Warszawie 2 Dywizji AK. Po wojnie radził sobie doskonale, podobnie jak jego koledzy z oddziału. W największym skrócie tak można przedstawić wojenne losy „Szczytniaka”. Na tle tamtych czasów i tamtego regionu – dość powszechne. Dużo ciekawsze są wspomnienia Młudzika, jako chłopskiego bojownika nie tylko o wolną, ale i „lepszą” Polskę. Swoje rozstanie…