Oni chcą nas uczyć…
Przeczytane / 23/05/2017

Tradycyjnie byliśmy państwem opartym na wolności. Kiedy w 1573 roku uchwalaliśmy deklarację warszawską – wielką kartę wolności sumienia – pozostałe państwa Europy jeszcze nie myślały w takich kategoriach. To Polska wyznaczała kierunki, a mogliśmy to robić, bo zewnętrznych wrogów odstraszała silna armia i doskonale operujący zarówno mieczem, jak i dyplomacją władcy. Ci z kolei byli trzymani w szachu przez naszą tradycyjnie kochającą wolność szlachtę. Nie od zawsze było tak pięknie. Jeszcze Bolesław Chrobry kazał wybijać zęby tym, którzy jedli w poście zakazane przez Kościół mięso. Oddajmy sprawiedliwość także realiom, w których przyszło wykuwać polskie rozumienie wolności: kiedy na zachodzie Europy, ale i na Śląsku, płonęły stosy, w drugiej połowie XIII wieku biczownikom groziło więzienie i konfiskata majątku. Piastowie rozumieli, że oddzielenie sfery politycznej od religijnej jest niezbędne. Oczywiście na tyle, na ile to wówczas było możliwe. Największą rolę odegrała polska szlachta, zdeterminowana w walce o utrzymanie wolności religijnej na terenie kraju. Kiedy w 1554 roku biskup poznański skazał na śmierć za herezję szewca Pawła Organistę, ujęła się za nim ponad setka wielkopolskiej szlachty i magnaterii. Zdziwionemu biskupowi powiedzieli wprost: „Nie bierzemy na siebię obrony szewca, ale przewidujemy, iżbyś to samo, co by ci się dziś z szewcem udało, zrobił jutro…