Brudne motywacje słusznej wojny

27/03/2018

Polityka na najwyższym szczeblu nigdy nie jest jednoznaczna. Doprowadzenie do upadku zbrodniczego reżimu Saddama Husajna to z całą pewnością dobry uczynek. Masowe mordy Kurdów i szyitów, używanie broni chemicznej i biologicznej – to się skończyło. I dobrze. Problem, albo może raczej – ogromnie interesująca sprawa – w tym, dlaczego tak naprawdę Amerykanie, Brytyjczycy, Polacy i Australijczycy zdecydowali się na inwazję. Druga kwestia, na ile powstanie Państwa Islamskiego było możliwe dzięki świetnie wyszkolonym dowódcom reżimu Husajna, którzy uniknęli odpowiedzialności i wrócili na arenę jeszcze silniejsi. O tym kiedy indziej można podyskutować, a o pierwszej kwestii traktuje świetna książka Erica Laurenta „Wojna w Iraku. Ukryte motywy konfliktu”, która ukazała się na rynku na kilka miesięcy przed inwazją.wojna_w_Iraku

Autor, francuski dziennikarz, zaczyna swą opowieść od… II Wojny Światowej. Jego zdaniem trudno będzie zrozumieć motywy konfliktu bez zrozumienia amerykańskiego punktu widzenia, którego symbolami są według niego firmy Ford i General Motors. Oba koncerny przed wojną i w jej trakcie produkowały pod swoimi szyldami broń zarówno dla Hitlera, jak i dla Amerykanów. Mało tego, po wojnie obie firmy zażądały (skutecznie!) od rządu amerykańskiego odszkodowań za straty poniesione w ich zakładach w krajach Osi z powodu alianckich bombardowań. Laurent chce w ten sposób przekonać nas, że dla Amerykanów liczy się wyłącznie zysk.

I robi to dość skutecznie pokazując siatkę interesów Bushów – zarówno Seniora, jak i Juniora. Interesów opartych także na przemyśle naftowym i robionych także z rodziną Bin Ladenów. Jedna z historii dotyczy firmy Harken, w której miał udziały George W. Bush. Firma kilkukrotnie była bliska bankructwa, za każdym razem ratował ją zastrzyk gotówki od tajemniczych inwestorów z państw arabskich. Stał za tym zawsze niejaki bin Mahfouz, saudyjski milioner, któremu później udowodniono powiązania z Osamą bin Ladenem i al Kaidą. Przekonał on króla Bahrainu, by zrobił bezinteresowny prezent małej firmie bez sukcesów i zezwolił jej na wydobywanie ropy u swych brzegów.

Ogłoszenie koncesji dla Harkena zainicjowało gwałtowne ożywienie działań kompanii. Jednak 20 czerwca 1990 roku George W., ku ogólnemu zdziwieniu, sprzedał dwie trzecie swoich udziałów. Akcje miały wówczas wartość po 4 dolary. Zrealizował w ten sposób wspaniały zysk w wysokości 848 560 dolarów. Tydzień później Harken ogłosił straty w wysokości 23 milionów dolarów i wartość jego akcji spadała o 75%, kończąc rok na poziomie jednego dolara.
W niecałe dwa miesiące później Irak napadł na Kuwejt…

W tym czasie Irak dostawał gigantyczne i w praktyce niespłacalne pożyczki amerykańskie. Mało tego: specjaliści są zgodni, że bez pomocy w postaci sprzętu wojskowego inwazja na Kuwejt byłaby niemożliwa. Pod koniec lipca 1990 roku, na kilka tygodni przez atakiem, Rada Bezpieczeństwa Narodowego USA razem z Departamentem Stanu USA wciąż wywierali ogromne naciski, by odblokować kolejną transzę miliardowej pożyczki „pomimo licznych dowodów, że pomoc ta zostanie użyta na import sprzętu wojskowego i technologii mających wzmocnić iracki program budowy broni nuklearnej i rakiet balistycznych”. W tym czasie dwa miliardy dolarów kredytu wobec niewypłacalności Iraku spłacili za niego amerykańscy podatnicy.

Kuwejt został wyzwolony przez Amerykanów błyskawicznie i zgodnie prawem, za zgodą Rady Bezpieczeństwa ONZ. Irak zobowiązał się do zniszczenia wszystkich swoich zapasów broni biologicznej i chemicznej, którą Saddam Husajn tak ochoczo używał wobec Kurdów, szyitów i co nie bez znaczenia: czym straszył wszystkich sąsiadów razem z Izraelem. Teraz miał zniszczyć także rakiety mogące donieść „brudny” ładunek do Tel Avivu.

Bomba wybuchła w październiku 1992 roku po ujawnieniu rezultatów śledztwa amerykańskiego Senatu.

Między lutym 1985 roku a 28 listopada 1989 roku do Iraku wysłano co najmniej 61 dostaw kultur biologicznych. Przesyłki te zawierały dziewiętnaście pojemników z bakteriami wąglika dostarczonymi przez American Type Culture Collection Company, firmę, której laboratoria pracowały nad „wrażliwymi” broniami biologicznymi i która mieści się w pobliżu laboratorium Fort Detrick, będącego pod kontrolą armii amerykańskiej. Piętnaście dostaw jadu kiełbasianego (Clostridium botulinum) zostało dostarczonych do laboratoriów Saddama przez tę samą spółkę między 22 lutego 1985 a 29 września 1988. (…) Ładunki Histoplasma capsulatum, czynnika patogennego trzeciej klasy (powodującego chorobę dość zbliżoną do gruźlicy) dostarczone były do Bagdadu 22 lutego i 11 lipca 1985 roku. Inny czynnik trzeciej klasy, tzw. pałeczka maltańska, posłany został w maju i sierpniu 1986 roku.

Po 11 września 2001 roku nic już nie było takie samo. Ameryka poszła na wojnę, tylko… nie za bardzo wiedziała z kim walczyć. Inwazja na Afganistan była oczywista: tam spodziewano się znaleźć nie tylko jądro al Kaidy, ale i samego Osamę bin Ladena. Talibowie zostali rozbici w proch. Wówczas opinia międzynarodowa usłyszała z Ameryki nowe pojęcie: oś zła, którą miały tworzyć Irak, Iran i Korea Północna. Trudno było to zrozumieć. O ile jeszcze znając rozumowanie przeciętnego Amerykanina Irak i Iran mogły mieć cokolwiek wspólnego z al Kaidą, to Korea Północna wydawała się przejęzyczeniem. Zaczęło się wielomiesięczne przygotowywanie zarówno samych Amerykanów, jak i społeczności międzynarodowej na nową wojnę. Znamy już dzisiaj faktycznego ojca inwazji na Irak – to Paul Wolfowitz, wówczas skromny wiceminister obrony USA, a później… prezes Banku Światowego.

Prezydent, daleki od wszelkiego intelektualizmu – dla którego mieszkańcy Grecji to Grecjanie – został momentalnie oczarowany poglądami tego znającego sześć języków żydowskiego intelektualisty, profesora i syna profesora. „Nie sądzę, aby było coś nierealistycznego w przewidywaniu – oświadczył mu Wolfowitz – że prawidłowo rządzony Irak po upadku Saddama, a kraj ten posiada atuty bez porównania większe niż Afganistan, może stać się pierwszą demokracją w świecie arabskim, jeśli nie liczyć krótkiej historii Libanu. Nawet gdyby chodziło o demokrację w stylu rumuńskim, to i tak byłby postęp w porównaniu do innych krajów arabskich”.

Amerykańskie władze potrzebowały trzech rzeczy: przekonać własny naród, przekonać opinię międzynarodową i przede wszystkim znaleźć wiarygodny pretekst do ataku. Z tym ostatnim było trudno: nie udało się znaleźć dowodów na posiadanie przez Husajna broni masowego rażenia, ani tym bardziej dowodów na powiązania z al Kaidą. Łatwiej poszło z opinią publiczną w USA, ale zdecydowanie gorzej ze zbudowaniem międzynarodowego poparcia. Ostatecznie inwazja na Irak – choć moralnie słuszna – odbyła się ze złamaniem prawa międzynarodowego, bez poparcia ONZ i wzięły w niej udział tylko cztery kraje (USA, Wielka Brytania, Australia i Polska). Ale to już inna historia.

Książka Laurenta jest świetnym pokazaniem kontekstów, których zwykle nie zauważamy. Warto wiedzieć, że polityka międzynarodowa niewiele się różni od ulicznych ustawek, zmienia się tylko liczba zer przed przecinkiem i na nieco wyższym diapazonie budowane są preteksty.

No Comments

Comments are closed.