Mała zbrodnia?

17/03/2018

Polską racją stanu jest używanie określenia „niemieckie, nazistowskie obozy koncentracyjne”. Argumentem koronnym jest to, że choć nie wszyscy Niemcy byli nazistami, to jednak Hitler i jego poplecznicy doszli do władzy w demokratycznych wyborach. Jak jednak nazwać obozy koncentracyjne, które były w Polsce po wojnie? Polskie? Komunistyczne?Luszczyna_Mala-zbrodnia

Po upadku Trzeciej Rzeszy większość niemieckich obozów trafiła w radzieckie ręce praktycznie bez uszczerbku i od razu zostały zaadaptowane do nowych realiów. Żydów i Polaków zamienili Niemcy, Ślązacy, Ukraińcy i wrogowie nowego systemu. Nie były to przypadki jednostkowe, takich obozów było ponad dwieście, od Oświęcimia do podbydgoskich Potulic.

Warunki w powojennych obozach były co najmniej równie trudne jak w czasie wojny. Więźniowie umierali z głodu, tortur, chorób. Symbolem tych obozów jest na pewno Salomon Morel, żydowski szef jednego z obozów, który witał nowe transporty stałym tekstem: „Wy hitlerowskie kurwy, Oświęcim to było przedszkole w porównaniu z moim sanatorium”. Znana jest historia jednego z więźniów, Ernsta Zuga:

Był przydzielony do komanda, które codziennie zabierało świeże trupy z baraku, ładowało na wóz i wiozło do lasu zakopać. Ciągnęli ten wóz jak konie. Potem kopali groby, wrzucali zwłoki do ziemi i zanim przysypywali niegaszonym wapnem, odcinali ostrymi kamieniami pośladki. Załoga z biało czerwonymi opaskami na ramionach nie mogła na to patrzeć. Odwracali się ze wstrętem. Tak mówił Zug. Od razu zjadał, nie przynosił do obozu.

Salomon Morel nie doczekał sprawiedliwości, w latach 90. uciekł do Izraela, gdzie zmarł spokojnie. Do końca twierdził, że nie zrobił nic złego.

Ma wyobraźnię. Osobiście morduje Ślązaków i Niemców. Bije ich drewnianą pałką, dopóki nie zamienią się w krwawą miazgę. Trzeba sprzątać gabinet szefa, długo szorować szczotką i wodą z mydłem. Komendant wymyślił też piramidę. Każe kłaść się nagim ludziom jeden na drugim, aż stos sięgnie sufitu. Żeby być pewnym, że ci na samym dole nie przeżyją, wdrapuje się na wierzchołek i jeśli ma odpowiednio dużo miejsca – tańczy kalinkę. W aparacie bezpieczeństwa ma przezwisko „Wariat”.

Bydgoszczanie nie wiedzą o tym, o czym pisał m.in. Krzysztof Derdowski, że mieliśmy w okolicy – oprócz Potulic – także drugi obóz, którego komendantem został Alojzy Bruski, bohater września i potem Armii Krajowej. Po wojnie ujawnia się i chce służyć Polsce Ludowej.

Były akowiec dostaje dość trudne pierwsze zadanie. Ma zostać komendantem obozu w Zimnych Wodach pod Bydgoszczą. Adres: ulica Urocza 1/3. To strategiczne miejsce, przedwojenne pogranicze polsko-niemieckie. Bruski szybko się orientuje, że nie ma żadnej pracy dla więźniów, że dowodzi zwykłym obozem koncentracyjnym dla Polaków, niemieckich cywilów z terenów należących przed wojną do Rzeszy oraz volksdeutschów. Zimne Wody to teren dawnego obozu pracy Kaltwasser-Bauleitung.

Bruski zachowuje się lojalnie, składa obszerne raporty o sytuacji w obozie do antykomunistycznej partyzantki. Zanim w nocy z 29 na 30 kwietnia ucieknie z trzydziestoma pięcioma żołnierzami…

Opowie, jak młodej polskiej dziewczynie przydzielono przesiąknięty krwią płaszcz po Niemce, którą kilka minut wcześniej zabił dziewiętnastoletni oficer Urzędu Bezpieczeństwa: „Kopał ją po brzuchu i piersiach. Kiedy leżała na wpół przytomna, poszedł do latryny, ubrudził swoje wysokie buty fekaliami i kazał je oblizywać. Kiedy przestała, bił ją i kopał tak długo, aż zabił”.

Bruski po dwóch miesiącach wpadnie w zasadzkę, dostanie wyrok za dezercję, a 17 września 1946 roku na piwnicznych schodach więzienia we Wronkach ktoś strzeli mu w głowę.

To poruszająca rzecz, nawet dla tych, którzy są świadomi okrucieństw powojennej, komunistycznej Polski. Jeśli jednak domagamy się od Ukraińców, Żydów, Niemców stanięcia w prawdzie, my musimy zrobić to samo.

No Comments

Comments are closed.