Martwe dusze. Za cara Mikołaja i dzisiaj

Cziczikow pojawia się w naszym życiu znikąd i donikąd odchodzi. Wpada niezapowiedziany, staje się w mig autorytetem, duszą towarzystwa, wodzirejem, a potem w coraz gęstszym smrodzie niejasnych motywacji i całkiem brudnych interesów próbuje uciec wgłąb sceny, tyle że im niżej finalnie trzyma głowę, tym wyżej tyłek wystawia? Mikołaj Gogol to niejednoznaczna postać. To nie jest spiżowy Dostojewski czy Tołstoj, a ?Martwe dusze? to nie jest ?Zbrodnia i kara?. Za to, w jaki sposób Gogol opisał ówczesną Matuszkę Rosję nie zebrał oklasków. Wręcz przeciwnie. Pierwszy tom wywołał taki odzew, że autor naprawdę musiał obawiać się już nie tylko o swoją karierę, ale i o ważniejsze sprawy. Oskarżenia o zdradę narodu w czasach cara Mikołaja I, który wsławił się zesłaniem ?dekabrystów? na Sybir, musiały powodować poważny niepokój. W drugim tomie Gogol chciał chyba złagodzić wydźwięk pierwszego, ale chyba już nigdy nie dowiemy się, czy mu się to udało. Do dzisiaj zachowały się jedynie fragmenty. ?Martwe dusze? naprawdę głęboko wchodzą w pamięć i serce. Tak plastycznie malowanych postaci, do tego mówiących żywym, oryginalnym językiem wiele w historii literatury nie było. Tutaj każdy pojawiający się człowiek jest wyjątkowy. Któż nie znał takiego Cziczikowa, który pojawił się jak królik z kapelusza, z cudownie prostym pomysłem…