Bukowski, tyle że z zakończeniem 

Kto nie lubił przy piwku czy winku poczytać Bukowskiego? Proza pijacka ma doskonałe wzorce, jest lubiana i szanowana przez krytyków, ale przede wszystkim – doskonale się ją czyta. Grzegorz Kozera w „Białym Kafce” do pewnego momentu idzie tymi właśnie ścieżkami, tyle tylko, że nie zatrzymuje się jak inni. Idzie dalej. Pokazuje więcej.  Dwie rzeczy udawały mi się w życiu naprawdę: zdobywanie kobiet i chlanie. Od jednego i drugiego byłem i jestem uzależniony, jego i drugie robiłem nałogowo – dwa pierwsze zdania dla tych, którzy chcą sobie na szybko wyrobić zdanie. I faktycznie: dalej już nie musicie czytać, żeby wiedzieć o czym jest ta książka. Ale mimo wszystko zachęcam, bo ta podróż naprawdę wciąga. Wydawca napisał na okładce, że jest to ?gorzka i ironiczna opowieść o alkoholowym uzależnieniu zdegradowanego dziennikarza?. To prawda, ale nie cała prawda, bo alkohol jest tylko i aż towarzyszem czegoś znacznie mocniejszego – potrzeby akceptacji, miłości i wyjątkowej, nienachalnej erudycji naszego bohatera.  Od kiedy młody redaktor trafił do akademika, gdzie Ania nauczyła go po męsku pić gorzałę i jeszcze paru innych ciekawych rzeczy, do upadku i próby rekonstrukcji świata zdarzyło się mnóstwo. Zdarzyły się kobiety, awantury, pogrzeby i przejmująca do trzewi tęsknota za miłością – jedyną miłością,…

Miniaturki rozum pieszczące
Przeczytane / 18/05/2020

Denis Diderot, jeden z największych umysłów nowożytnych. I kilka naprawdę jedynie naszkicowanych uwag na różne tematy – od kobiet do niewolnictwa Murzynów – w jednej cieniutkiej książeczce. Pyszna sprawa. A że na okładce jest napisane „O kobietach”? No cóż, takie to były bandyckie czasy początku lat 90. Wewnątrz już jest napisane „O kobietach oraz inne miniatury literacko-filozoficzne”. `I wszystko się zgadza 🙂 Warto to poczytać nie tyle dla tekstu na temat kobiet, który jest niesamowicie interesujący, oczywiście, ale dla „O niewolnictwie Murzynów”. Bo to jest dopiero perełka. Dzisiaj jesteśmy generalnie w podobnej pozycji co ówcześni Murzyni. Mamy co prawda prawo przemieszczania się, ale to nic nie zmienia, skoro jesteśmy przywiązani do ziemi (czyt. mieszkania, domu) kredytem hipotecznym, a nasz pan zabiera nam większość tego, co zarobimy. Eh, gdybyż mądry pan Diderot mógł to przewidzieć…

Naddusza trzymająca nas za gardła i serca
Przeczytane / 30/04/2020

Pamiętałem Orsona Scotta Carda sprzed wielu, wielu lat, kiedy z wypiekami czytałem opowieść o młodym Enderze, którego gra miała uratować ludzkość. Później wiedziałem, że autor wpadł w manię, której nie cierpię i został seryjnym pisarzem. Takim co to niby nie potrafi opowiedzieć historii w jednej książce, więc musisz kupić pięć. No i kupiłem ?Pamięć Ziemi?, bo dopiero małym druczkiem było napisane, że to pierwszy tom z jakiegoś cyklu.  Na szczęście dowiedziałem się o tym dopiero po zamknięciu książki. A to naprawdę konkretny dwustrzałowiec – dwa sympatyczne wieczory w jego towarzystwie dają dużo radości. Czy kolejne tomy połknąłbym z marszu? Pewnie nie?  Historia dzieje się kilkadziesiąt milionów lat po zagładzie Ziemi. Sto lat świetlnych dalej, ludzie żyją na planecie, którą nazwali Harmonia. Na tej planecie życie się toczy wokół miast, nieco na wzór grecki, ale najciekawsze jest to co zostało z technologii. Wszystko jest kontrolowane przez komputery, energię każdy czerpie ze słońca, ale są ograniczenia. Na przykład takie, że nie istnieją pojazdy kołowe. Nikt o nich nie myśli. No prawie nikt, ale nie chcę zdradzać zbyt wiele.  Nad tym, żeby ludzie się nie pozabijali, żeby Harmonia nie skończyła jak stara Ziemia, czuwa Naddusza. Przemawia czasem do wybrańców, ale jest coraz słabsza….

Ten obok, to kto? 
Przeczytane / 30/04/2020

„Fale tłumią wiatr” braci Strugackich to dzisiaj już prawie kompletnie zapomniana książka. A szkoda, bo z ręki tych pisarzy nie wychodziły rzeczy mierne. To zawsze był przebłysk geniuszu.  W dalekiej przyszłości, na Ziemi, Maksym Krammerer prowadzi komórkę zajmującą się niewyjaśnionymi wydarzeniami. Bardzo różnego typu. Naukowcy zastanawiają się na przykład nad tym, dlaczego jeden muzyk jest genialny, a drugi tylko świetny. Albo kim są Wędrowcy.  Ziemianie skolonializowali już większą część znanego wszechświata. Z niektórymi planetami mamy stosunki przyjazne, z innymi chłodne, ale wówczas wchodzą do gry Progresorzy, którzy na miejscu próbują naprawić bieg historii, albo… pokazać tubylcom ich miejsce w szeregu. Od pewnego czasu powstała koncepcja mówiąca o tym, że na Ziemi mogą to samo robić Wędrowcy. Dokładniej stało się to jakieś dwieście lat wcześniej, gdy w skałach Marsa odkryto puste podziemne miasto.  I zaczynają się dziać na Ziemi i z Ludźmi różne rzeczy. Czy to faktycznie Wędrowcy? A może my sami jako gatunek zaczęliśmy się dzielić? 

Labirynt narodów i państw. Kim był Nietzsche?

Jedna z dłużej przeze mnie czytanych książek. Prawie rok, z doskoku, po kilka-kilkanaście stron czytana rzecz nie dlatego, że nudna czy męcząca, po prostu nie przywykłem do tak skrupulatnej pracy badawczej jaką wykonał Miłosz Sosnowski. „Badania nad rodowodem i tożsamością narodową Fryderyka Nietzschego w świetle źródeł literackich, biograficznych i genealogicznych” już samym tytułem mogą przytłoczyć. I faktycznie trochę tak jest. Autor tej rozprawy doktorskiej w istocie szukając prawdziwej tożsamości Fryderyka Nietzschego zszedł do głębokich mroków historii. Skąd ten upór? Dwudziestowieczne źródła – jedno mówiące o zdecydowanym, bo przecież deklarowanym!, polskim pochodzeniu i drugie o jednoznacznie niemieckich, rasowych korzeniach filozofa – były przesiąknięte ideologią, a nie pociągiem do wiedzy. To wszystko musiał nadrobić Sosnowski sam. I zrobił to w brawurowym stylu odnajdując szesnastowieczne dokumenty zawierające nazwę miejscowości Niczk (Nyczk) i równie stare – najstarsze odnalezione zapisy nazwisk Niczki/Nyczky z 1521 roku. Czy dzisiaj ma dla nas jakiekolwiek znaczenie, jakiej narodowości tak naprawdę był Nietzsche? Czy to nie jest trochę fanaberia pasjonata historii? Jeśli nawet, to jest podana w przepysznym stylu. A moim zdaniem postać bez wątpienia jednego z najważniejszych filozofów dwudziestego wieku zasługuje na wciąż świeże odkrywanie, odczytywanie, rekonstruowanie. Jego stosunek do Niemców, do Polaków, do Francuzów – wszystko to sprawia,…

Mistrz przestrzeni
Przeczytane / 30/04/2020

„Oblicza Wód” Roberta Silverberga to powieść wyjątkowa. Trudno ją zakwalifikować do science fiction, nie jest to fantasy. W moim przekonaniu najbliżej jej do fantastycznego traktatu etycznego, choć to określenie kompletnie nie oddaje sensu książki. Na obwolucie mówi do nas Isaac Asimov: „Tam, gdzie Robert Silverberg jest dzisiaj, science fiction dojdzie dopiero w przyszłości”. Dodam tylko, że na tę przyszłość pewnie jeszcze nam przyjdzie poczekać.  „Oblicza Wód” napisaną z ogromnym rozmachem wyobraźni opowieścią na temat tożsamości, relacji ja-Inny. Wszystko dzieje się na planecie pokrytej wodą, wokół nas pojawiają się istoty, rośliny i przedmioty osadzone w świecie zupełnie dla nas obcym. Jeśli ktoś nie przepada za „opisami przyrody”, to po tej powieści zakocha się w nich. Ogrom wody, pielgrzymka w poszukiwaniu sensu, życia, nowego świata. I wreszcie motyw tak podobny do „Solaris” Lema – ale nie będę szczegółów opowiadał, bo może jednak ktoś się skusi na samodzielną lekturę.  Historia społeczności wyspy Sorve, ich wyprawa – przymusowa po tym, jak jeden z ludzi zachował się paskudnie wobec nurka – jednego z inteligentnych stworzeń wodnych i społeczność gospodarzy, skrzelowców, wygnała całą kolonię – w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Schronienia? Przeżycia? A może jednak prawdy, wiedzy o tej planecie i ogóle o życiu?  Naprawdę genialna…

Taniec śmierci
Przeczytane / 14/03/2020

Choroby fascynują. Nie pod względem medycznym (albo – nie tylko pod tym kątem), ale jako zjawiska kulturowe, gospodarcze, socjologiczne, religijne. Pojedynczy przypadek to temat dla lekarza, ale epidemia to już większy temat. Jedną z ofiar tej niezdrowej, ale jakże ciekawej fascynacji zarazami jest John Aberth, autor świetnej książki „Spektakle masowej śmierci”. Aberth zastanawia się, jak ludzkość sobie poradziła, albo nie poradziła, z takimi chorobami jak dżuma, ospa prawdziwa, gruźlica, cholera, grypa i AIDS. Niektóre z nich spustoszyły pół świata, inne doprowadziły do zagłady całe cywilizacje i zapomniane dzisiaj narody. W jak różny sposób podchodzono do dżumy w zależności od wyznawanej religii, kultury. Ile czasu zajęło ludziom uświadomienie sobie czym w ogóle jest dżuma: indywidualną choć masową karą za grzechy, czy zarazą, która nie wybiera ofiar? To jest naprawdę fascynująca podróż po kontynentach i religiach w pogoni za śmiercią i cierpieniem wywoływanymi przez zarazy. Na pewno nie ułatwia lektury dość drobiazgowy opis medyczny, historyczny i setki przypisów (na szczęście są na końcu książki), ale warto przejść te kilkaset stron za rękę z kimś, kto o chorobach wydaje się, że wie prawie wszystko. Autor nie jest dogmatykiem. Nie podaje ani konkretnych przyczyn, ani rozwiązań. Nie wyrokuje skąd się wziął wirus HIV, ani…

Wybaw nas – Krug!
Przeczytane / 13/03/2020

Ależ to dobre! Doskonałe! Twarde, konkretne SF. Klasyka gatunku. Za każdym razem kiedy sięgam po cokolwiek Roberta Silverberga mam wrażenie, że czytam na kilkuset stronach definicję fantastyki naukowej. „Wieża światła” nie jest wyjątkiem. XXIII wiek. Ludzie są w mniejszości, nie ma już państw, kosmos stoi otworem. Simeon Krug jest najbogatszym człowiekiem na Ziemi. Zbudował olbrzymie imperium finansowe, a zarabia głównie na produkcji androidów. Nie są to jednak roboty, a prawie ludzie – manipulując kodem genetycznym tworzy humanoidalne stworzenia zdolne do emocji. W tajemnicy przed wszystkimi androidy stworzyły własną religię, z Krugiem jako bogiem, który ich wyzwoli i da im prawa obywatelskie. Tak się jednak nie dzieje. Dla Kruga androidy są przedmiotami. Inteligentnymi, doskonałymi, ale przedmiotami. Doskonała rzecz.

Światy pełne bólu
Przeczytane / 12/03/2020

Miała być science fiction. Wyszła antyutopia do kwadratu, bo w dwóch światach jednocześnie. Brian W. Aldiss spróbował dość karkołomnej konstrukcji. Paul – potomek islamskich imigrantów uważający się za Brytyjczyka – żyje w dwóch światach. W jednym jest więźniem, bo w swojej książce zawarł scenę ataku terrorystycznego na brytyjskiego premiera, co zostało potraktowane przez MROK (Ministerstwo Rozpoznawania Ośrodków Konspiracji) jako nawoływanie do terroru. Jest torturowany, przesłuchiwany, męczony. W drugim świecie jest osadnikiem na bardzo dalekiej planecie Stygia, gdzie przybysze z Ziemi właśnie wymordowali wszystkich jej mieszkańców. Czyta się to dobrze, nie powiem, ale czy chciałbym kiedyś wrócić? Chyba nie. Szkoda, bo niektóre rozwiązania (takie jak np forma przesyłania ludzi w statku kosmicznym w postaci zapisu pamięci i magmy komórek) są genialne.

Komunista, ale…
Przeczytane / 21/12/2019

Zbigniew Załuski. Urodzony na Ukrainie jeden z fundamentów intelektualnych polskiego komunizmu. „Siedem polskich grzechów głównych” to jego najbardziej chyba znane dzieło. Wydane w 1962 roku, miało z jednej strony rozprawić się z mitem samobójczych wariatów – Polaków, którzy z szablami szli na czołgi i wysadzali swoje reduty w akcie protestu przeciwko złemu światu, ale z drugiej strony miało ugruntować przekonanie, że wyłącznie w symbiozie z radziecką Rosją Polska ma historyczną szansę na autentyczną wolność. Od razu uprzedzę: ten drugi aspekt brzmi dzisiaj kuriozalnie, ale w książce Załuskiego – wręcz groźnie. Mimo wszystko warto samodzielnie zobaczyć, jaki klimat intelektualny wówczas panował w elitach polskiej partii robotniczej, zjednoczonej w dodatku. To było naprawdę szczere, głębokie przekonanie o dziejowej konieczności ostatecznego zwycięstwa komunizmu. Przeczytać warto, ale czy trzeba? No nie, nie trzeba. Choć muszę być uczciwy: to jest naprawdę atrakcyjnie napisana rzecz.