Czas na tożsamość
Przeczytane / 18/11/2019

Są autorzy, do których podchodzę z ogromnym szacunkiem, prawie że na kolanach. Wiem po prostu, że czeka mnie intelektualna przygoda na wiele miesięcy, bo po lekturze zostają w głowie pytania i tezy do rozważania przez długi czas. Taki jest Francis Fukuyama, którego „Tożsamość” kupiłem parę tygodni temu i wciąż nie mogę powiedzieć, że wiem, co dokładnie chciał powiedzieć. Wiem za to bardzo precyzyjnie, na jakie pytania szukam odpowiedzi we własnej głowie. „Tożsamość. Współczesna polityka tożsamościowa i walka o uznanie” – taki ma pełny tytuł najnowsza, wydana oryginalnie w 2018 roku, książka autora terminu „końca historii”. Autor zmierzył się tym razem z szansą na odzyskanie, czy bardziej – uzyskanie, przez nas wszystkich podmiotowości historycznej. O ile dotychczas lewica walczyła o grupy uważające siebie za wykluczone (od LGBT do niepełnosprawnych), a prawica miała na ustach narody, to nadchodzi czas podniesienia głowy przez większość, która dzisiaj najbardziej czuje się dyskryminowana. Tak jest w Ameryce z białymi, heteroseksualnymi i religijnymi mężczyznami, tak samo w Polsce czuje się rzesza drobnych przedsiębiorców i masa osób pracujących za najniższą krajową. Tożsamość jest dzisiaj motywem przewodnim wielu zjawisk politycznych, od nowych populistycznych ruchów nacjonalistycznych, poprzez bojowników islamskich, po kontrowersje, do których dochodzi na kampusach uniwersyteckich. Nie uciekniemy do…

Zapomniany świat
Przeczytane / 20/10/2019

Nic nie wiemy o wierzeniach obcych nam kulturowo ludzi. Wydaje nam się, że takie pojęcia jak „bóg” czy „kapłan” są powszechne. Otóż nie. Książka Zajączkowskiego „Pierwotne religie czarnej Afryki” była dla mnie piękną podróżą w kompletnie nieznany świat. Oczywiście mam świadomość, że taka Afryka, o której pisze Zajączkowski nie istniała już w czasach powstawania tej książki, czyli w 1965 roku. Dzisiaj pewnie są po niej bardzo trudno dostrzegalne ślady. Minęło może ze sto lat od czasów, kiedy Afrykańczycy masowo wierzyli w boga odry, w bogów zaklętych w węże i inne dzikie zwierzęta. Zajączkowski nie skupia się religii wyizolowanej od pozostałych aspektów życia Afrykańczyka. Ma bowiem świadomość, że w tamtej kulturze nie byłoby to w ogóle możliwe. My, Europejczycy lubimy takie podziały na ducha i materię, byt i niebyt, życie i śmierć, sen i jawę – dla Afrykańczyka sprzed jeszcze stu lat taki podział byłby kompletnie niezrozumiały. Tam wszystko jest – zmarli dbają o ziemię, sny się spełniają, a życie jest tylko pewną proporcją ducha do materii. Tak było wprost np u Aszantów, którzy wierzyli, że dusza składa się z czterech części: Czwarta część duszy jest zarazem częścią zbiorowej duszy przodków. Zbiorowej, ponieważ przodkowie Aszantów nie są zindywidualizowani. (…) Od urodzenia…

Konan Destylator
Przeczytane / 22/09/2019

Pamiętacie Kira Bułyczowa i jego Wielki Guslar, w którym czasem pojawiały się w sklepie prawdziwe (spełniające życzenia!) złote rybki a wódka leciała z kranów? No to przypomnijcie to sobie w naszym, swojskim, wydaniu, które smakuje na pewno nie gorzej od radzieckiego mistrza ciętego SF. Andrzej Pilipiuk nie jest może językowym żonglerem, ale z całą pewnością polszczyzna mu nie przeszkadza w opowiadaniu historii. „Konan Destylator” to jedna z wielu książek na temat przygód Jakuba Wędrowycza, jak go opisano na okładce książki: to przerażający wiekowy ochlapus, wiejski egzorcysta, bimbrownik i kłusownik, porażający otoczenie wyglądem, zapachem i kulturą osobistą ? a raczej jej brakiem. W towarzystwie równie odrażających kumpli pije, produkuje samogon, wdaje się w awantury oraz wypełniając wolę przodków regularnie likwiduje przedstawicieli wrogiego rodu ? Bardaków. Nie jest to zbiór opowiadań, które przejdą do historii literatury, nawet w tej niszy nisz jaką uprawia w serii o Wędrowyczu Pilipiuk, ale gwarantuję, że kilka wieczorów spędzicie w doskonałym humorze. Tylko i aż o to pewnie chodziło, więc: czapki z głów i do boju z Bardakami!

Mizerne danie genialnego kucharza
Przeczytane / 17/09/2019

Zazwyczaj piszę o przeczytanych książkach od razu. „Serotoninę” odłozyłem kilkanaście tygodni temu. Wciąż nie wiem, jak ją odebrać. Michel Houelllebecq to pisarz wyjątkowy, co do tego nie ma wątpliwości. Ale czy „Serotonina” też jest taka? A może po prostu po „Uległości” poprzeczka była za wysoko? Jest wszystko, co powinno być u tego autora: dekadentyzm, seks, filozofia. A jednak czegoś brakuje, nie wiem czego. Błysku geniuszu. Palca Bożego. Sama prowokacja to za mało. Niestety.

W klatce z Goliatem

Nie jest mi łatwo pisać o książce Krzysztofa Pietrzaka „Niepokonany”. Nie tylko dlatego, że wiele wydarzeń przez niego opisywanych widziałem na własne oczy, byłem mniej czy bardziej zaangażowany. Mam problem z klasyfikacją tej książki. Ani to autobiografia, ani dokument. Najbliżej do prawie zapomnianego dzisiaj gatunku reportażu uczestniczącego. Tyle że Krzysztof nie ma za grosz autorskiego dystansu, bo jak mógłby mieć, skoro na szali była jego rodzina? Jedno jest pewne, to nie jest książka z gatunku lokalnej ciekawostki. Krzysztof odsłania kulisy funkcjonowania polskiego państwa – bo jego tartak mógłby stać wszędzie, w każdym polskim mieście i byłoby tak samo. O ile właścicielem byłby taki kozak jak Pietrzak. Zacznę od przykrych informacji. To nie jest książka dla purystów językowych i czytelników szukających wrażeń literackich. Ewidentnie autor się spieszył, zabrakło nie tylko redakcji, ale i zwykłej korekty. Literówki, poucinane zdania – to niestety haczy przy czytaniu. Tylko że Krzysztof nie chciał się mierzyć z Kapuścińskim, tylko wsadzić kij w mrowisko, wykrzyczeć całemu światu prosto w twarz, że król jest nagi. I zrobił to pierwszorzędnie. Bydgoszczanie historię tartaku znają doskonale, ale w Polsce jest to wciąż jeszcze temat nieznany. W największym skrócie: tartak stał na terenie, który był przeznaczony pod drogę. Wiceprezydent Bydgoszczy, jak…

Kanał jak żywy
Przeczytane / 03/09/2019

Kanał Bydgoski to dla mnie jedno z najważniejszych miejsc. To świadectwo tożsamości całego regionu, wciąż nie do końca odkryte przez samych mieszkańców, nie mówiąc o turystach. Można o nim pisać pod każdym kątem: historycznym, gospodarczym, politycznym, kulturowym, tożsamościowym. Książka Włodzimierza Sobeckiego taka właśnie jest: jak historia Kanału, wielobarwna, wartka, głęboka. „Kanał Bydgoski i Kanał Górnonotecki. Historia budowy przełomowej dla rozwoju regionu nadnoteckiego, m.in. Łochowa w gminie Białe Błota i okolicy” to praca zbiorowa. Już na okładce autor – Włodzimierz Sobecki – zastrzega: „przy współudziale uczniów i nauczycieli Zespołu Szkół w Łochowie, pod kierownictwem dyrektora Mirosława Donarskiego”. To nie kokieteria: w książce obok solidnych, naukowych rozdziałów są także wywiady przeprowadzone przez uczniów tej szkoły. Książka zaczyna się w sposób niezwykły. Gimnazjaliści – głównie bydgoscy Niemcy – wspominają Kanał, flisaków i szerzej, przedwojenną Bydgoszcz. Co jedli flisacy, jak się zachowywali, jak wyglądały barki. Po takim wstępie nabiera się ogromnego apetytu na resztę książki. Doskonała przystawka. A później jest równie atrakcyjnie. Śledzimy historię ziem, na których potem zbudowano Kanał od czasów prehistorycznych, idziemy ręka w rękę z rybakami łowiącymi w Prawiśle. Stopniowo dochodzimy do budowy i rozkwitu kanału, przy okazji dowiadując się tylu szczegółów, tylu niesamowicie zaskakujących faktów (skąd pochodzi nazwa bydgoskiej dzielnicy…

Chłopiec, który chciał być wiatrem
Przeczytane / 22/08/2019

Znam Julię. Obiecywała mi tę książkę od paru miesięcy, ale dostałem ją do rąk dzisiaj. Przeczytałem. Popłakałem się. Przeczytałem jeszcze raz. Tata Krzysia zmarł, kiedy ten miał kilka lat. W chwili pisania książki – wspólnie, ale to Krzyś opowiada – chłopiec jest dziesięciolatkiem. Niesamowicie mądrym, wrażliwym, pogodzonym ze sobą i światem chłopcem. Gdy odszedł tata Darek, to bardzo długo i głośno płakałem. Bardzo za nim tęsknię i pamiętam wszystkie chwile, które spędziliśmy razem. Kiedy byłem mały, bardzo się z tym nie zgadzałem, że tata jest ze mną tak inaczej. Teraz już jest trochę lepiej. Cały czas za nim tęsknię, ale wierzę, że jest przy mnie. Dzięki temu, oprócz anioła stróża, mam jeszcze jego zawsze obok siebie. Z życiem to już tak jest, że los nie zawsze nas słucha. I czasem odchodzi ktoś bliski. Ty wtedy czujesz smutek i złość. Czasami nawet na samego siebie. Ja na przykład po tym wszystkim chciałem być wiatrem. Mama tego nie rozumiała, więc musiałem jej wytłumaczyć. Chciałem być wiatrem, bo on nigdy nie umiera. „Mój tata mieszka w innym świecie” jest opowieścią Krzysia o rodzinie, sobie samym i otaczającym świecie. Julia nie za bardzo ingerowała w tę historię, widać rytm zdań dziesięciolatka, jego wyobraźnię, wrażliwość,…

Propaganda kontra dowody
Przeczytane / 19/08/2019

Kilka miesięcy musiała ta książka poczekać na swoją kolej, choć po te z autografami sięgam w pierwszej kolejności. „Gardasil. Faith and propaganda versus hard evidence” dr. Nicole i Gerarda Delepine to solidna szczepionka przed marketingiem koncernów. Na stronie Sejmu można znaleźć wykład pana profesora, który wygłosił na posiedzeniu mojego Zespołu do spraw bezpieczeństwa programu szczepień ochronnych dzieci i dorosłych. Wówczas też mówił o szczepionce na hpv. Zaproszeni byli wszyscy: przedstawiciele ministerstwa zdrowia, konsultancji krajowi, GIS, rzecznik praw pacjenta i wielu, wielu innych przekonujących, że ta szczepionka jest nie tylko bezpieczna, ale i skuteczna. Rękawicy nie podjął nikt. Nieważne, ważne za to, że mamy dostęp do tego wykładu online i możemy samodzielnie przeczytać książkę, która we Francji narobiła sporo zamieszania. Jak sądzicie, doczekamy się kiedyś tłumaczenia na język polski? Dobra, nie było pytania. Państwo Delepine rozprawiają się z mitami bez żadnej litości. Nie muszą jej mieć, bo oboje mają solidną pozycję. Ona jest pediatrą i onkologiem, on chirurgiem, onkologiem i statystykiem. Nie mają żadnych kompleksów: pokazują prawdę taką, jaka ona jest. A jest źle. Skuteczne są badania przesiewowe. Skuteczny jest tryb życia, bo ten nowotwór dotyka głównie ludzi prowadzących radośnie rozpaczliwe życie seksualne. Dane statystyczne są jednoznaczne: w latach 1989-2007 kiedy…

Gdzie sięgają nasze korzenie?

Uwielbiam teorie spiskowe na styku religii i państwa. Większość z nich okazuje się prędzej czy później faktami, nie teoriami. Teraz mnie rozkołysał intelektualnie batiuszka, który mi podarował „Misję metodiańską na ziemiach polskich do końca XI wieku” Antoniego Mironowicza. Wiadomo, że Polacy byli poganami, aż Mieszko wziął chrzest w obrządku łacińskim. Wiadomo też, że gdyby nie Cyryl i Metody, to byśmy nie mieli Bogurodzicy. Tyle, że Apostołowie Słowian nawracali pogan na wiarę chrześcijańską w obrządku prawosławnym. Gdzie więc sięgają korzenie polskiego chrześcijaństwa? Do Rzymu, czy do Bizancjum? IX wiek to były czasy formowania się nie tylko państwowości, ale i sumień na ziemiach polskich, choć samo określenie „ziemie polskie” może się wydawać dość zagadkowe w kontekście tamtego czasu. W rzeczywistości mieliśmy wiele ośrodków, z których dwa były zdecydowanie najpotężniejsze: Wielkopolska i Małopolska. Gniezno i Kraków. Oba pod presją Czech, jedno Niemiec, drugie Moraw. Książęta próbowali swojej polityki, ale zwykle musieli uginać karki pod naciskiem. A pamiętajmy, że były to czasy skutecznego narzędzia prawnego nazywanego „truncatio membrorum”, którego efektem było obcinanie kończyn, uszu, nosa, wydłubywanie oczu i tym podobne środki perswazji, niestety czasem nie prowadzące do zejścia delikwenta. Wiadomo: rok 966, Mieszko przyjmuje chrzest. Tylko czy na pewno? I jaki to był chrzest?…

Magia wokół nas
Przeczytane / 15/08/2019

Najbardziej magiczny region Polski? Większość bez namysłu odpowie: Podlasie. Faktycznie tam jest aż gęsto od ukrytych znaczeń, świątyń wszystkich religii, miejsc mocy i szeptuch, ale… Warto poszukać pradawnych obyczajów i magicznych wierzeń wokół siebie. Wiele z nich przetrwało do dzisiaj, choć zwykle nie zdajemy sobie z tego sprawy. „Magia ludowa z Pomorza i Kujaw” Anny Koprowskiej-Głowackiej jest świetnym kompendium wiedzy na ten temat. „Magia, o której piszę, to głównie zbiór praktyk i zwyczajów, które zapewniały ochronę domów i ich mieszkańców, oczyszczanie ich z negatywnej energii, zapewnienie sobie obfitych plonów i dostatku, wykorzystanie właściwości roślin, przewidywanie przyszłości oraz włączenie elementów dawnych rytuałów do chrześcijańskich świąt. Nieco kontrowersyjne są magiczne sposoby na zdobywanie miłości, gdyż należą one do kręgu magii wiążącej, a zatem ograniczającej wolę. Uznałam jednak, że skoro były obecne w życiu naszych przodków, to należy o nich chociażby wspomnieć” – pisze autorka. I słowa dotrzymuje. Książka jest podzielona na siedem rozdziałów, także dlatego, że siódemka sama w sobie ma magiczną moc. Na początku musimy zrozumieć, kim jest wiedźma, skąd się brały „wiedzące” i dlaczego budziły nie tylko respekt, ale i lęk. Obrzędy i zaklęcia magiczne obecne w życiu mieszkańców Kujaw i Pomorza (czasem do dziś!) bywają zaskakujące w swojej wymowie,…